Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

"Cel się nie zmienił" - wywiad cz. II

Odsłony: 6895

Zgodnie z zapowiedzią, publikujemy kolejną część obszernego wywiadu, jakiego naszemu portalowi na początku tygodnia udzielił trener

Startu Namysłów, Pan Damian Zalwert. Tym razem dowiecie się m.in. o roszadach w czerwono-czarnej kadrze, poziomie IV ligi opolskiej, talencie i pracy oraz celach czerwono-czarnych na wiosnę. Zapraszamy na ciąg dalszy lektury.

StartNamyslow.pl: - Czy według Pana Paweł Sarnowski, który mocno wyróżniał się na tle młodych zawodników w IV lidze, dałby sobie radę rok temu w III lidze opolsko-śląskiej?

Damian ZALWERT (szkoleniowiec Startu Namysłów): - Pytanie z gatunku ekstremalnych, ponieważ nie mam pojęcia, jak wyglądał Paweł na boisku przed rokiem. Nie pracowaliśmy razem, dlatego ciężko jest mi cokolwiek sensownego w tym temacie powiedzieć. Na obecną chwilę to na pewno solidny i waleczny zawodnik. Nie chciałbym jednak wystawiać Pawła przed szereg, ponieważ mam w drużynie sporą grupę młodych zawodników, którzy dobrze rokują na przyszłość. Każdy z nich prezentuje całkiem interesujące umiejętności, lecz w większości brakuje im ogrania oraz boiskowego cwaniactwa. Skoro dziś nasi wychowankowie dają sobie radę w IV lidze, to dlaczego nie mieliby poradzić sobie wyżej? A tak zupełnie na marginesie, piłka nożna, to sport zespołowy, więc wolałbym odejść od personalizowania czy wystawiania ocen indywidualnych.

- A czy w zakończonych właśnie przygotowaniach pojawili się zawodnicy z drużyn juniorskich, których chce Pan włączyć do kadry seniorskiej?

- Jestem po rozmowach z trenerem Zbigniewem Konwantem, prowadzącym drużynę juniorów młodszych. Na obecną chwilę nie przewiduję, żeby dołączyć kogoś z tej drużyny. Nie chodzi jednak o umiejętności, bo staram się możliwie jak najczęściej bywać na meczach naszych juniorów i wiem, kto jakie posiada możliwości. Powód jest bardziej prozaiczny. Trener Konwant ma dosyć skromną kadrę i nie chciałbym mu podbierać zawodników, którzy zdecydowanie bardziej przydadzą mu się w grze o punkty, niż nam, gdzie o wywalczenie miejsca w zespole seniorskim byłoby zdecydowanie trudniej. Nie wykluczam jednak, że na przełomie kwietnia i maja będę chciał zaprosić kilku juniorów na treningi z seniorami. W tym momencie nie sposób też pominąć kolejnego problemu w klubie, czyli braku zespołu juniorów starszych. Bo to właśnie w sposób naturalny z najstarszej grupy juniorskiej trafiają zawodnicy do ekip seniorskich. Wprawdzie klub czyni starania, aby tą grupę reaktywować, ale w naszych warunkach nie jest to wcale zadanie proste.

- W przerwie między rundami kibiców najbardziej interesują kadrowe roszady? Kto więc ze Startu odchodzi, a kto przychodzi?

- Z drużyny odeszli Paweł Kapłon, Sławek Dziedzic, Mateusz Gołębiowski oraz Kacper Sławenta. Ostatni z wymienionych boryka się z kontuzją kolana. Mateusz i Sławek nie wznowili treningów, natomiast Paweł szuka sobie nowego klubu. Od czterech tygodni pojawił się też problem z Bartkiem Bieniawskim, który nie pojawia się na treningach i na dziś nie wiemy, czy wiosną będzie gotowy, żeby nam pomóc. A jeśli chodzi o zawodników, którzy nas zasili, to trafił na wypożyczenie trafił bramkarz Wojciech Zając z Polonii Domaszowice. Z kolei treningi wznowili dobrze znani kibicom Wojtek Wilczyński, Łukasz Pabiniak i Kamil Wolny. Do treningów wrócił też Tomasz Kozan, ale trudno prezesa liczyć jako nową-starą twarz, gdyż jesienią też znajdował się w szerokiej kadrze Startu.

- W ubiegłym sezonie z III ligi do Ekstraklasy przebił się do Dzikamai Gwaze. Dobre występy przyciągnęły obserwatorów Górnika Zabrze, co zaowocowało transferem. Jak na razie Gwaze w najwyższej klasie jako tako sobie radzi. Losy tego piłkarza na pewno mogą służyć za przykład, że z niższej klasy rozgrywkowej można się przebić. Chcemy w tym miejscu zapytać czy w ostatniej rundzie wpadł Panu w oko jakiś piłkarz naszej ligi, o którym można powiedzieć, że dysponuje potencjałem do gry w wyższych klasach rozgrywkowych? Już nie mówimy o Ekstraklasie, ale o kimś, kogo można podejrzewać, że poradzi sobie dajmy na to w I czy II lidze.

- Na pewno trudniej jest się przebić zawodnikowi z IV ligi opolskiej, niż z III ligi, w której w poprzednim sezonie występowaliśmy. Raz, że to wyższa liga, a dwa, że z racji występów w niej kilku ekip rezerw klubów Ekstraklasy, jest ona dosyć dokładnie monitorowana m.in. przez te kluby. Przykład Gwaze jest zresztą jednym z kilku pozytywnych w ostatnich latach. Oczywiście i w naszych rozgrywkach znalazłoby kilku piłkarzy, którzy mogliby śmiało podjąć rękawicę w wyższych ligach. Nazwisk jednak nie pamiętam, choć twarze i kluby, w których występują, już tak (uśmiech). Sądzę, że jeśli na meczach IV ligi opolskiej pojawiają się skauci, to pewnie kilka nazwisk w ich notesach już się znajduje. Utalentowani piłkarze grają pod każdą szerokością geograficzną, tyle, że muszą mieć trochę szczęścia, aby zostali zauważeni i później dostali szansę na pokazanie się wyżej.

 - Wiadomo, że poziom IV ligi nie jest porywający i spotkania to często „młócka”. Zawsze jednak można znaleźć pewne pozytywy. Czy były fragmenty (a jeśli tak, to jakie), kiedy pomyślał Pan sobie „tak powinniśmy grać cały czas”?

- Rzeczywiście IV liga, to nie jest ta klasa rozgrywkowa, w której oglądać można piękny futbol. To przede wszystkim sporo fizycznej gry i bezpardonowej walki. W porównaniu z III ligą, gdzie sam miałem okazję grać, wypada to dosyć wyraźnie na niekorzyść ligi niższej. W III lidze też było dużo walki, ale żeby osiągnąć jakiś sukces czy zdobyć punkty, trzeba było jeszcze trochę pograć w piłkę. Poza tym trudniej o płynną grę, jeśli w niższej lidze boisk niższej jakości jest zdecydowanie więcej. Wiadomo, że punktów nie zdobywa się za piękną grę, ale za to, że strzela się więcej goli od przeciwników. I właśnie Start Namysłów jest przykładem takiego zespołu, który w niektórych meczach grał przyjemną dla oka piłkę, ale zostawał bez punktów. Jeśli przegra się z zespołem lepszym, to taką porażkę da się jakoś znieść. Nas jednak szczególnie irytowały przegrane z drużynami, które głównie grały na zasadzie „pała i do przodu”. Mecze, w których podobała mi się gra zespołu? Na pewno mecz z Chróścicami jako całość. Do tego spotkanie z Brzegiem i dobra organizacja gry obronnej całego zespołu, poczynając od napastnika, a kończąc na bramkarzu. Takich meczów życzyłbym sobie w naszym wykonaniu jak najwięcej. No i dodam do tego jeszcze drugą połowę meczu z Piotrówką. Wtedy też widziałem bardzo dobrą grę Startu. Uważam zresztą, że był to bardzo dobry mecz, jak na standardy IV-ligowe. A skoro już mówię o Piotrówce, to właśnie ten zespół wywarł na mnie jesienią najlepsze wrażenie, jeśli chodzi o organizację gry.

- Czy ma Pan ulubioną ligę, której mecze regularnie ogląda?

- Najbardziej lubię oglądać angielską Premier Leauge, natomiast regularnie oglądam… IV ligę opolską (śmiech). A tak poważnie, to Anglia bardzo mi odpowiada, bo jest tam szybka gra, a przede wszystkim rozgrywki są wyrównane. Nawet najsłabszy w stawce, grając z najmocniejszym, nie stoi na straconej pozycji. Każdy wynik jest tam sprawą otwartą, a piłkarze walczą do ostatniego gwizdka sędziego. Jest tam też sporo walki ciałem, taki typowy męski futbol, który mi bardzo odpowiada. Nie ukrywam też, że lubię popatrzeć na mecze Bundesligi.

- Czy jest może jakaś drużyna (czy też trener), z gry której czerpie Pan inspiracje do własnej pracy?

- W lecie wspominałem o Diego Simeone i prowadzonym przez niego Atletico Madryt. Nie jest to jednak kwestia stała i niezmienna, bowiem staram się podglądać różne zespoły. W ostatnim czasie jest to choćby Bayern Monachium i jego treningowe filmiki, które klub udostępnia w internecie. W miarę naszych możliwości sprzętowych, niektóre z tych ćwiczeń staram się pokazać chłopakom na treningach, dostosowując je do naszych potrzeb.

 - Pozornie proste pytanie: czy talent istnieje? Ostatnio modna w środowisku piłkarskim jest dyskusja, co jest ważniejsze - ciężka praca czy może talent. Popularna teoria głosi, że aby zostać doskonałym w jakiejkolwiek dziedzinie, trzeba ćwiczeń przez 10.000 godzin. Takie podejście zdecydowanie zachęca do ciężkiej pracy. Podobno Oliver Kahn w młodości był beztalenciem i do wszystkiego doszedł harówką. Ale z drugiej strony patrząc np. na Messiego, nie można oprzeć się wrażeniu, że pewne rzeczy ma się od urodzenia. Jakie jest pańskie zdanie na ten temat?

- Gdyby Messi ciężko nie pracował nad swoimi umiejętnościami, to na pewno nie znajdowałby się w miejscu, w którym obecnie jest. Myślę, że to tego pytania dobrą odpowiedzią będzie jeden z cytatów, na który się swego czasu natknąłem: „“Hard work beats talent when talent fails to work hard.” W wolnym tłumaczeniu chodzi o to, że ciężka praca pokona talent, kiedy ten talent ciężko nie pracuje. Ja po tym zdaniem podpisuję się obiema rękami.

- Czy jest ktoś kto swoim zaangażowaniem, postępami, postawą na treningach czy meczach zasłużył na to by zostać wyróżnionym publicznie właśnie w tym miejscu?

- Tak się składa, że podsumowania rundy jesiennej dokonałem przy całej drużynie. Odbyła się ona w formie prezentacji, gdzie poruszyłem naszą grę jesienią oraz omówiłem cele na najbliższe półrocze. Dosyć szczegółowo omówiłem piłkarzom, kto, za co i w jaki sposób się wykazał. Kibice muszą mi jednak wybaczyć, że nie będę powielał tego tematu publicznie, gdyż są to sprawy, które pozostaną w szatni. Na zewnątrz chcemy się zawsze prezentować jako zespół.

Fot.: Praca trenera, to przysłowiowy rajd między przeszkodami. A jeśli mówimy o grającym trenerze (jak Damian Zalwert, na zdjęciu w czarnym stroju), to przeszkód jest dwa razy więcej. Namysłowski coach radzi sobie jednak na swoim stanowisku całkiem przyzwoicie, zapowiadając, że wiosną zespół postara się o jeszcze lepsze wyniki.
[zdjęcie: Artur Musiał/StartNamyslow.pl]

- Co Pan myśli o wyjazdach bardzo młodych zawodników do zachodnich klubów? Mamy już swoich przedstawicieli w takich klubach jak chociażby Arsenal czy Schalke. Trend zaczyna się umacniać i za granicę wyjeżdżają już gracze 15-letni. Z resztą z opolskiego podwórka znamy przypadek Lukasa Klemenza, który Odrę Opole zamienił na francuskie Valenciennes, choć obecnie występuje w Koronie. Zagadnienie jest złożone, bo z wyjazdu z jednej strony na pewno zyskują sami piłkarze (niestety, ale jesteśmy przekonani, że podobnych warunków rozwoju nie znaleźliby w żadnym polskim klubie), a za kilka lat najprawdopodobniej reprezentacja. Z drugiej strony, oddajemy najcenniejszy materiał ludzki praktycznie za bezcen, co z kolei oznacza, że o ile kadra narodowa może na tym zyskać, to poziom polskiej ligi na pewno się od tego nie podniesie. No i pozostaje jeszcze taka kwestia, że skoro sami nie potrafimy zadbać o rozwój młodzieży, to czy powinniśmy zaakceptować ten fakt i nie przeszkadzać młodemu piłkarzowi w rozwoju. Jakie jest pańskie zdanie na ten temat?

- Patrząc przez pryzmat namysłowski, pewnie każdy młody chłopak trenujący w naszym klubie chciałby trafić do znanego klubu, jak Śląsk, Wisła czy Legia. A będąc w topowym polskim klubie, naturalną rzeczą jest pokonanie kolejnego szczebla i spełnienie marzeń o wyjeździe do klubu zagranicznego, jak Real, Manchester United czy Arsenal. Ideą rywalizacji sportowej jest osiągnięcie jak najwyższego poziomu, aby móc rywalizować właśnie z najlepszymi w danej dyscyplinie. Tak też jest w piłce nożnej. Mając 12 czy 13 lat z pewnością nie byłem odosobnionym przypadkiem, który marzył o grze w wielkim klubie (uśmiech). Ale życie różnie się toczy, więc dziś dostosowuję się do nowych realiów i staram się realizować nieco bardziej przyziemne marzenia na trochę innym gruncie. W przypadku polskich zawodników nierzadko zdarza się, że Ci z różnych powodów wracają z zagranicy. Ale nawet jeśli ktoś z Zachodu wraca, to jest bogatszy o doświadczenie i kontakt z innym wymiarem futbolu. Na pewno znakomitym przykładem mądrze poprowadzonej kariery jest Robert Lewandowski, który sukcesywnie i z rozmysłem pokonywał kolejne szczeble wtajemniczenia. Lech, Borussia, a teraz Bayern. Każdy krok wykonany w odpowiednim momencie. I po każdym z tych kroków widać było, że wciąż się rozwija, choć z boku wydawać by się mogło, że jest już piłkarzem kompletnym. Robert jest dziś gwiazdą na skalę światową, choć w sporym stopniu ukształtował się w Polsce. I do tego zmierzam, że w Polsce też można osiągnąć pewien poziom, a później go tylko systematycznie podnosić w otoczeniu o wyższej jakości. Zgadzam się z tym, że przy regularnej emigracji piłkarskiej kadra Polski może odnosić korzyści, ale jednak cierpią na tym polskie kluby. Przykładem fakt, że od blisko 20-tu lat nie możemy się doczekać drużyny w Lidze Mistrzów. Kolejna sprawa, to baza treningowa w naszym kraju. O ile w dużych klubach z tym problemem w większości sobie poradzono, to już w mniejszych ośrodkach, Namysłowa nie wyłączając, jest z tym duży kłopot, który rzutuje na szkolenie. Brakuje też rozwiązań systemowych, związanych ze wsparciem finansowym dla trenerów. Mam tu na myśli mniejsze ośrodki, gdzie kluby często nie są w stanie udźwignąć ciężaru utrzymywania trenerów. Owszem, trenerzy starają się korzystać z rozwiązań metodycznych wypracowanych choćby przez Polski Związek Piłki Nożnej, który na swojej stronie przekazuje sporo materiałów dotyczących szkoleń dla dzieci i młodzieży. Korzystam z tych rozwiązań, a dodatkowo wzbogacam je o rozwiązania, które znalazłem na stronie DFB (Niemieckiego Związku Piłki Nożnej – przyp. aut.). Niemcy wręcz modelowo prezentują możliwości, jakie może mieć trener dzieci i młodzieży, jeśli tylko wykazuje taką wolę. Kończąc wątek pytania, uważam, że warto mieć marzenia i starać się je realizować. I można je też realizować w Starcie Namysłów. O Michale Markowskim już wspominałem. No to dodam też świeży przykład nastoletniego Serafina Szoty (syna naszego byłego piłkarza Piotra – przyp. aut.), który jako nasz wychowanek, obecnie dobrze radzi sobie w drużynach młodzieżowych Lecha Poznań. Jak widać, z Namysłowa też można trafić do dużej piłki. Czekam na kolejnych chłopców, którzy podążą tym tropem.

- Skoro już zapytaliśmy o zdanie na temat ścieżki kariery młodych  graczy, to naturalnie nasuwa się pytanie na temat działalności takich tworów jak akademia FC Barcelony w Warszawie. Jest to model przypominający działalność globalnych koncernów, bo najzdolniejsi juniorzy, którzy się wybiją z tej szkółki, wcale nie zasilą Legii czy innego polskiego klubu, ale w zamyśle powędrują do Hiszpanii.  W praktyce jest to „drenaż mózgów” i polska liga, ani polskie kluby na tym nie zyskają. Z drugiej strony, nie możemy przecież nikomu zabronić takiej działalności. Ostatecznie lepszy polski zawodnik w Barcelonie niż kolejny polski zmarnowany talent. Jak jest Pana zdanie na temat funkcjonowania takich „zagranicznych filii” globalnych klubów?

- Nie zastanawiałem się głębiej nad ideą szkółki Barcelony w Warszawie. Mogę się jedynie domyślać, że tak wielki klub próbuje wykorzystać światowy trend i ogólną modę na „Dumę Katalonii” właśnie. Barcelony nikomu przecież przedstawiać nie trzeba. Być może rodzice zapisujący dzieci do takiej szkółki są w stanie sobie wyobrazić, że w przyszłości ich pociecha wystąpi w tej najważniejszej drużynie. Postaci Messiego, a w dalszej kolejności Neymara czy Suareza też działają ludziom na wyobraźnię, co dopełnia ten stan marzeń. I nie myślę tu o tych kilkuletnich dzieciach, ale raczej ich rodzicach, które w ten sposób chcą zrekompensować sobie niezrealizowanie swoich marzeń z lat wcześniejszych. Mam takie wrażenie, że rodzice myślą, że skoro same nie osiągnęły sukcesu w sporcie, to ich córka czy syn pójdą jednak w ślady Messiego. Oczywiście nie można nikomu takiego myślenia zabronić, bo jeśli dziecko będzie się dobrze rozwijało, to teoretycznie będzie miało ułatwioną drogę do takiego klubu. Nie mam wiedzy, jak wygląda szkolenie w warszawskiej szkółce Barcelony i w warszawskich klubach, dlatego ciężko zająć mi stanowisko, jakie są w szkoleniu różnice. Osobiście jednak jestem za tym, żeby polskie dzieci zapisywać jednak do akademii polskich klubów.

- Jakie ma Pan plany zawodowe? Te najbliższe i te w dalszej perspektywie?

- Najbliższe plany, to oczywiście utrzymanie się ze Startem Namysłów w IV lidze. Oprócz tego chciałbym też ukończyć trenerski kurs wyrównawczy UEFA A. A jeśli pojawi się możliwość uczestnictwa w stażach trenerskich, to też jak najbardziej chciałbym z takiej okazji skorzystać. Na początek chciałbym zobaczyć, jak wygląda organizacja klubów i treningów w czołowych polskich klubach, a z czasem chętnie podejrzałbym też pracę w klubach zagranicznych. W końcu inny punkt odniesienia zawsze poszerza horyzonty i daje nowe możliwości rozwoju.

- To na koniec pytanie dotyczące planu na wiosnę. Skoryguję Pana odpowiedź sprzed pół roku, bo przed rozpoczęciem sezonu wspominał Pan, że celem Pana i drużyny jest walka o lokaty 1-6, a nie 1-9. Czy w zimie nastąpiła korekta tych ambitnych planów, czy jednak cel pozostaje ten sam?

- Faktycznie w planie sezonowym zakładaliśmy walkę o miejsca 1-6, natomiast absolutnym planem minimum, który sobie przyjęliśmy, jest uplasowanie się w górnej części tabeli, czyli właśnie na miejscach 1-9. Żadnych korekt nie przewidujemy, ponieważ cel nadal mamy ten sam. Nadal zamierzamy walczyć o czołową szóstkę, czego zresztą potwierdzeniem jest specjalnie wydrukowana kartka, która w widocznym miejscu wisi w naszej szatni. Mam nadzieję, że ciężko przepracowany okres zimowy wynagrodzi nam to dobrymi wynikami i znajdziemy się w strefie, o której marzymy.

- Dziękuję za rozmowę, życząc Panu wiosną realizacji wszystkich planów i celów.

- Również serdecznie dziękuję. A korzystając z okazji, w imieniu naszego klubu zapraszam kibiców do wspierania Startu Namysłów na meczach domowych i wyjazdowych. Oczywiście mam na myśli zarówno seniorów, jak i wszystkie grupy młodzieżowe oraz dziecięce. [rozmawiał KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy