* AKTUALNOŚCI
 


Rogów, dn. 01.06.2013 r. (sobota) - godz. 17:00
28. kolejka III ligi opolsko-śląskiej (klasa rozgrywkowa nr 4)

PRZYSZŁOŚĆ ROGÓW - NKS START NAMYSŁÓW 1-1 (0-0)

0-1 P.Pabiniak 64' (asysta Bonar)
1-1 Bażan 88' głową

PRZYSZŁOŚĆ: Kucharski - Sander, Kolisz, Cymański, Radosław Żbikowski (79.Lalko), Benauer (62.Cichecki [k2]), Ciuberek, Markiewicz, Glenc (69.Bażan), Pontus, Robert Żbikowski [k1].
Rezerwowi: Tomala, Bober, Knopek, Piechaczek.
Trener: Tomasz SOSNA.
Stroje: niebiesko-czarne koszulki w pionowe pasy - białe spodenki - białe getry.

NKS START: Kuleszka - Zalwert, Żołnowski, Piwowarczyk, Kamil Błach - Wilczyński (90+4.Krystian Błach), Szpak [k2], Biliński (59.M.Raszewski), Bonar - P.Pabiniak [k1] (90+8.Szramowski) - Samborski (81.Mehlich).
Rezerwowi: D.Raszewski, Wolny.
Trener: Bogdan KOWALCZYK.
Stroje: czerwone koszulki - czarne spodenki - czarne getry.

Sędziowali: Maciej Gaczyński (jako główny) oraz Przemysław Ślizak i Marcin Jakowenko (wszyscy KS Bielsko-Biała).

Żółte kartki: Markiewicz (56.), Radosław Żbikowski (76.), Robert Żbikowski (77., 77.) - Samborski (81.), Szpak (90+3.), Mehlich (90+7.).

Czerwona kartka: Robert Żbikowski (77., za dwie żółte).

Widzów: 300.

Mecz trwał: 100 minut (46+54).

Niepewna pogoda (przed spotkaniem intensywnie padało) nie zniechęciła rogowskiej publiki do obejrzenia ważnego spotkania dla obu mierzących się w sobotę rywali. Miejscowa Przyszłość lideruje III-ligowym rozgrywkom i każdy kolejny sukces przybliżyć ich może do awansu na szczebel centralny. Z kolei namysłowski Start dramatycznie walczy o utrzymanie i w ich przypadku każdy punkt na koniec sezonu może być równie istotny. Przed pierwszym gwizdkiem arbitra uśmiechnięci kibice licytowali się o końcowy rezultat zawodów. Przekomarzając się uznali, że wynik 2-0 dla Przyszłości będzie minimum przyzwoitości, a takim, który powinien wszystkich zadowolić, to wygrana co najmniej trzema golami. Tymczasem po ostatnim gwizdku sędziego rogowscy sympatycy kameralny obiekt opuszczali z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony lider w rywalizacji z outsiderem osiągnął tylko remis. Ale jeśli weźmie się pod uwagę przebieg spotkania, to remis ten uzyskali w dosyć szczęśliwych dla siebie okolicznościach. I nie chodzi o fakt, że gol na 1-1 padł dwie minuty przed upływem regulaminowego czasu gry. Bez dwóch zdań na pełną pulę bardziej zasłużyli czerwono-czarni, co tuż po spotkaniu przyznali nawet miejscowi. Przed meczem remis w Rogowie wzięlibyśmy w ciemno. Tymczasem po ostatnim gwizdku arbitra z Bielska-Białej odczuwaliśmy ogromny niedosyt. Po sobotnim spotkaniu zamiast nazwy "Start", zdecydowanie bliżej było nam do nazwy... "Niefart". W tej chwili nie ma to już jednak żadnego znaczenia. Oby tylko - wobec wyników na innych boiskach - wywalczony w Rogowie punkt nie okazał się po sezonie "pyrrusowym".

Początkowe minuty, to próby ataków gospodarzy i kilka wrzutek z prawej strony w szesnastkę. Nie były to jednak na tyle precyzyjne dośrodkowania, aby kibice zrywali się z krzesełek. W 7' namysłowianie przedarli się na przedpole rywala, gdzie wywalczyli korner. Po nim piłka trafiła do P.Pabiniaka, który zbiegł po obwodzie do linii końcowej, gdzie z ostrego kąta strzelił prosto w rękawice Kucharskiego. W 11' rzut rożny dla odmiany egzekwowali rogowianie. Futbolówkę dośrodkował Robert Żbikowski, a wbiegający na krótki słupek Ciuberek źle trafił w piłkę. Nasz zespół wyprowadził płynny kontratak, po którym w finalnym momencie Bonar na krótkim słupku znalazł się "sam na sam" z bramkarzem. I niestety, z 7 metrów trafił dokładnie w interweniującego Kucharskiego! Znakomita sytuacja powinna przynieść nam prowadzenie, tymczasem wywalczyliśmy tylko rzut rożny. A ściślej serię trzech stałych fragmentów z narożnika boiska, po których jednak większego zagrożenia nie stworzyliśmy. Tymczasem 14 minuta znów przyprawiła kibiców gospodarzy o drżenie serc. Tym razem po zagraniu Bonara ostro z 16-tu metrów uderzył P.Pabiniak, a piłka ledwie o metr minęła bramkę Kucharskiego. Ważne, że od tego momentu namysłowianie opanowali środek pola, prezentując odważną i spokojną grę na połowie przeciwnika! Poprzednie zdanie świadomie zakończyliśmy wykrzyknikiem, bowiem taka sytuacja na boisku lidera wcześniej rzadko miała miejsce. A przecież mówimy o gościach, którzy wciąż znajdują się "pod kreską".
W 15', po rozegraniu w środkowej strefie, Glenc otrzymał piłkę z prawej strony, gdzie podbiegł pod linię końcową i ostro dośrodkował. Do piłki najwyżej wyskoczył Benauer, ale jego główka z 9 metrów była zbyt słaba, aby wyrządzić krzywdę Kuleszce. Paweł spokojnie przechwycił "skórę" w rękawice i wznowił grę namysłowian. Trzy minuty później Piwowarczyk idealnie wypatrzył stojącego między stoperami P.Pabiniaka. Patryk po krótkim przyjęciu, jednym zwodem świetnie oszukał obu rywali i zdecydował się na uderzenie z linii 16-tki. Jego pech polegał na tym, że znów pomylił się o kilkadziesiąt centymetrów. Tym razem "kula" przemknęła przy przeciwnym, prawym słupku, patrząc z perspektywy strzelca.
Podopieczni Bogdana Kowalczyka nie zamierzali jednak poprzestać na stworzonych przez siebie okazjach. Widząc, że miejscowym z trudem przychodzi przedzieranie się pod ich bramkę, nadal szachowali ich w środku pola, spokojne rozgrywając piłkę. Niemoc próbował przerwać Robert Żbikowski, choć jego główka po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Markiewicza (z prawego sektora boiska) była kompletnie nieudana. Jęk zawodu kibiców przeplatał się już z pierwszymi nieprzychylnymi gospodarzom okrzykami, co było o tyle dziwne, że była dopiero 26 minuta. To dosyć jasny w przekazie sygnał, że rogowscy kibice przyzwyczajeni są do zdecydowanie innego przebiegu meczów przy ul. Sportowej.
W 29' kolejna szarża czerwono-czarnych mogła przynieść im objęcie prowadzenia. Po przejęciu piłki w środku pola piłka trafiła do Wilczyńskiego, który świetnym podaniem między stoperów znalazł przed szesnastką P.Pabiniaka (wcześniej bardzo podobnie zagrywał Piwowarczyk). Patryk ponownie stanął przed bramkową szansą, ale piłka po jego uderzeniu trafiła w słupek! Za chwilę (30') po szybko rozegranym wolnym przez Szpaka, następca rodu Pabiniaków w dobrej pozycji strzałowej został zablokowany przez rogowskich defensorów, a jedynym zyskiem był korner. Miejscowi, wyraźnie zaskoczeni dobrą postawą gości, mieli spory problem z piłkami rozrzucanymi przez Szpaka. Mieli też kłopot z przedostaniem się pod naszą bramkę, stąd pewnie próba Roberta Żbikowskiego z około 30 metrów (33'). To była prawdziwa bomba, tyle, że w środek bramki i Kuleszka zdołał ją odbić przed siebie. Za chwilę (34') Benauer przy asyście Żołnowskiego zacentrował spod linii końcowej na długi słupek, gdzie główkujący Glenc trafił tylko w boczną siatkę. Gdyby jednak uderzył precyzyjnie, to pewnie kibice Przyszłości skoczyliby z radości. Tymczasem jęknęli tylko z zawodu. Gospodarze okupowali przez kilka minut przedpole namysłowian i w 36' ponownie próbowali przedostać się pod naszą bramkę. W kotłowaninie na 11-tym metrze wysoką piłkę odbił intuicyjnie Biliński, lecz ta choć lecąc w okienko bramki Kuleszki, została przez niego spokojnie zastopowana. Kilkadziesiąt sekund później (37') starszy z braci Żbikowskich wypatrzył przed bramką Pontusa. Jego zamiary odczytał jednak Piwowarczyk, ekspediując futbolówkę poza obręb szesnastki.
Namysłowianie w końcu się przebudzili i już przy kolejnym wyprowadzeniu ataku ponownie mogli pokusić się o gola. Świetną kombinacyjną akcję rozegrali Bonar, Szpak i P.Pabiniak, który dzióbnął "skórę" do wbiegającego zza obrońców Samborskiego. Pech Rafała polegał jednak na tym, że mając przed sobą Kucharskiego źle przyjął, a następnie zgubił piłkę. Do końca I połowy nasi zawodnicy rozsądnie wymieniali podania. Grali przy tym naprawdę spokojnie, dzięki czemu skutecznie wyłączyli z gry graczy środka pola lidera. W 41' rozgrywający bardzo dobre zawody Szpak posłał idealną, długą piłkę do P.Pabiniaka, a ten momentalnie odegrał ją do "Sambora". Nasz najskuteczniejszy snajper został jednak w ostatniej chwili zablokowany przez stopera. W odpowiedzi (42') Benauer z kilkunastu metrów nieczysto uderzył futbolówkę, a ta nabrała wysokości i spadła. tuż za okienkiem namysłowskiej bramki. Przez moment zrobiło się więc pod naszą bramką gorąco. Z kolei już w przedłużonym czasie gry (45+1') namysłowska ławka rezerwowych najpierw "wyskoczyła" z boksu, by za chwilę złapać się za głowy, że piłka jednak nie znalazła się w siatce Przyszłości. Po rozegraniu futbolówki przed szesnastką, sprytny lob trafił na lewo do "Boniego", a ten z kozłującej piłki strzelił z 7 metrów w bramkarza! Odbita futbolówka trafiła pod nogi Samborskiego i gdy wydawało, że gol jednak padnie, strzał Rafała trafił akurat w wystawioną wysoko nogę jednego z ofiarnie interweniujących stoperów! To już nie był pech, ale pech do kwadratu. Chwilę później arbiter zaprosił obie drużyny do szatni.
Po premierowej odsłonie większość kibiców przecierała oczy ze zdumienia. Miało być lekko, łatwo i przyjemnie, tymczasem to skazani na pożarcie namysłowianie zdominowali na murawie lidera. Tylko brakowi skuteczności Przyszłość mogła zawdzięczać, że pozostała w grze. Start powinien zdobyć 2-3 bramki i rywal nie mógłby mieć o to większych pretensji. Tym bardziej, że w środku pola to nasz zespół prowadził grę, prezentując się zdecydowanie korzystniej. W środku pola dzielił i rządził Szpak, zależnie od sytuacji, dzieląc piłki, bądź regulując tempo gry. W tyłach z kolei każdą piłkę będącą w jego zasięgu "czyścił" 40-letni Piwowarczyk. Trudno przypomnieć sobie drugie takie 45 minut, w których naprawdę mądrze i rozsądnie grę prowadził (!) Start. A przypominamy, że chłopcy mierzyli się z nie byle kim, bo liderem. Do tego na jego boisku.

Drugą połowę rozpoczął atak gospodarzy (47'), w którym Radosław Żbikowski próbował sfinalizował dośrodkowanie kolegi. Podczas interwencji Kuleszka wypuścił piłkę z rąk, jednak asekurujący go Piwowarczyk sytuację momentalnie wyjaśnił. Kilkadziesiąt sekund później (48') aktywny Robert Żbikowski podciągnął środkiem pola, minął Bilińskiego i soczyście uderzył z 20 metrów. Soczyście, ale w bezpiecznej odległości od bramki. Czerwono-czarni zrewanżowali się akcją przed szesnastką (49'), w której Szpak podciął "skórę" nad obrońcami, a będący przed bramkarzem (9 metrów), mocno wyciągnięty Bonar ledwie musnął ją głową i ta padła łupem spokojnie interweniującego Kucharskiego. Przez moment Start grał w 9-tkę, gdy po faulu Szpakowi udzielano pomocy, a "Sambor" zmieniał obuwie. W 50' niemal niewidoczny, choć najwyższy na murawie Pontus (194 cm) podjął się próby uderzenia z 23 metrów. Jego strzał po ziemi przeleciał daleko od bramki. Widać było, że na II połowę rogowianie wyszli mocno przez trenera zmotywowani. Przede wszystkim nie pozwalali już graczom Startu na swobodne rozgrywanie piłki w środku pola, sami też podejmując próby ataków z tej strefy boiska. W 53' za sprawą Pontusa (odwrócony plecami do bramki, cofnął piłkę na linię 16-tki) w dobrej pozycji strzałowej znalazł się Cymański. Piłka po jego mocnym strzale przeleciała jednak metr nad bramką. Zmotywowani rogowianie nie rezygnowali z kolejnych ataków i minutę później po świetnie zagranej piłce z głębi pola przez Radosława Żbikowskiego, jego brat wymienił podanie z Pontusem i uderzył spod kolana (16 metr) obok słupka świątyni strzeżonej przez Kuleszkę. Podobną akcję starszego Żbikowskiego z Pontusem oglądaliśmy też w 58', z tą różnicą, że tym razem strzał Roberta w środek bramki zmusił namysłowskiego "Dudka" do interwencji.
Dwadzieścia minut po przerwie należało do piłkarzy lidera. Nasz zespół niepotrzebnie oddał inicjatywę rywalowi, z rzadka przedostając się pod bramkę Kucharskiego. Zbyt szybko też pozbywaliśmy się w tym okresie piłki, co w kontekście tego co widzieliśmy przed przerwą, mogło zastanawiać. W 64' Start odgryzł się jednak w najlepszy z możliwych sposobów. Podopieczni Bogdana Kowalczyka przedostali się w okolice lewego narożnika pola karnego. Rywale zdołali przejąć piłkę, próbując uruchomić kontrę. Długie podanie po ziemi przejął jednak wślizgiem Bonar, jednocześnie kapitalnie wypuszczając wychodzącego P.Pabiniaka. Patryk zostawił za sobą stopera, a wbiegając już w pole karne, mierzonym strzałem pokonał próbującego interweniować Kucharskiego! W tym momencie sensacja wisiała w powietrzu, choć do zakończenia meczu pozostawało dużo czasu.
Oszołomieni gospodarze przez chwilę nie mogli dojść do siebie. W 68' próbującego atakować środkiem pola Radosława Żbikowskiego w kleszcze wzięli Szpak z Samborskim i przez moment zrobiło się gorąco. Arbiter przyznał faul miejscowym, ale kartkowej reprymendy nie udzielił. Dwie minuty później niezmordowany Robert Żbikowski dostał piłkę w bocznym sektorze szesnastki, skąd ostro uderzył. Kuleszka trudną piłkę sparował przed siebie. Podobnie zresztą jak dobitkę z bliskiej odległości Ciuberka, który przy okazji naszego golkipera sfaulował. Przyszłość zerwała się do ataku, próbując szybko odrobić straty, ale poza dwoma kornerami (71', 72') niewiele z tego wynikło. Trener Kowalczyk mocno w tym czasie zdzierał gardło, próbując zmobilizować swoich podopiecznych do bardziej zdecydowanej gry. Namysłowianie bowiem niepotrzebnie po objęciu prowadzenia cofnęli się na własne przedpole. W 76' zagotowało się po raz wtóry, gdzie po zdecydowanym starciu arbiter żółtą kartką ukarał zdenerwowanego Radosława Żbikowskiego. To z kolei wzburzyło jego brata, który w odstępie 30 sekund dwukrotnie zobaczył upomnienie za krytykowanie orzeczeń rozjemcy! Tym samym zdecydowanie najgroźniejszy w szeregach Przyszłości zawodnik musiał udać się pod prysznic, w nieodpowiedzialny sposób osłabiając swój zespół.
Grający z przewagą jednego zawodnika namysłowianie wreszcie uspokoili grę. Znów oglądaliśmy w ich wykonaniu wymianę piłki w środku pola. A gdy rywal przedzierał się pod naszą bramkę, pewne interwencje na bokach Zalwerta i Kamila Błacha szybko kasowały potencjalne zagrożenie. W 82' Cichecki z rzutu wolnego (lewa strona) mocno dorzucił piłkę, a wspierającego kolegów w defensywie P.Pabiniak źle w nią trafił i ta poleciała na korner. Start nadal spokojnie kasował ataki Przyszłości, a w 85' sam mógł pokusić się o końcowe rozstrzygnięcie. Wtedy to z lewej strony po krótko rozegranym aucie Kamil Błach wrzucił "skórę" na 7 metr, gdzie Wilczyński ledwie musnął piłkę i ta znalazła się poza linią końcową. A szkoda, bo gdyby w nią trafił, to pewnie utonąłby w ramionach kolegów. Momentalną ripostę gospodarzy próbował sfinalizować z lewego narożnika szesnastki Cichecki, ale z jego nieprzyjemną próbą na raty poradził sobie Kuleszka. Za chwilę (87') z prawej strony ostro i na dobrej wysokości centrował Lalko, ale nikt z jego kolegów nie przyłożył głowy na 8 metrze. Futbolówka znalazła się na aucie, który gospodarze szybko wykonali (88'). Niestety, nasz zespół nie zdążył się w porę ustawić i po podbiciu piłki przez jednego z rogowian na krótkim słupku, znajdujący się za nim Bażan kontrującą główką z bliska pokonał namysłowskiego golkipera. Pełnia szczęścia namysłowian prysnęła więc niczym bańka mydlana dwie minuty przed upływem regulaminowego czasu gry. Z kolei kilkanaście sekund po wznowieniu gry na środku boiska głowami zderzyli się Szpak z Sanderem. Obaj zawodnicy długo nie podnosili się z murawy. W końcu po kilku minutach Sander z naszym pomocnikiem wrócili do gry z... opatrunkami na rozbitych głowach. Chwilę przed zderzeniem arbiter sygnalizował przedłużenie meczu o 5 minut, ale po wspomnianej "kolizji" ostatecznie zakończył mecz po 97 minutach. W międzyczasie (90+4.) Markiewicz po dośrodkowaniu z wolnego (lewa strona) główkował wysoko nad bramką. Natomiast w ostatniej akcji meczu M.Raszewski oddał z lewej strony niezbyt mocny strzał, z którym Kucharski nie miał żadnych kłopotów.

Po ostatnim gwizdku arbitra żadna z drużyn nie była zadowolona. Wściekli piłkarze lidera schodzili do szatni przy niewybrednych okrzykach ich kibiców, natomiast namysłowianie z niedowierzaniem kręcili głowami, w jakich okolicznościach wypuścili z rąk zwycięstwo. Remis 1-1 przed meczem wzięlibyśmy z pocałowaniem ręki. Znając jednak okoliczności jego przebiegu, odczuwamy duży niedosyt. Namysłowianie zwłaszcza przed przerwą zaimponowali spokojem w rozgrywaniu piłki i kontrolowaniem poczynań na boisku. Po zmianie stron Przyszłość zdołała wyciągnąć wnioski, jednak jej dobra gra skończyła się po 20 minutach. Później czerwono-czarni zdołali przywrócić stan równowagi, a gdy w 77' najgroźniejszy gracz gospodarzy "spadł" po obejrzeniu podwójnego żółtka, sukces mieliśmy na wyciagnięcie ręki. Tak się jednak nie stało. Gospodarzom trzeba jednak oddać, że do końca starali się walczyć o jak najkorzystniejszy rezultat i ich efekty zostały wynagrodzone w 88'. Podobno szczęście sprzyja lepszym, jednak w sobotę rogowianie lepsi byli tylko na papierze. Na boisku w przekroju 90 minut efektowniej zaprezentowali się zawodnicy heroicznie walczącego o utrzymanie Startu i żadne to dla nich pocieszenie, że po spotkaniu z uznaniem o ich grze wypowiadali się postronni obserwatorzy. Inna sprawa, że gdyby nasi chłopcy wykazali się większą skutecznością pod bramką gospodarzy, to o remisie lidera wywalczonym w dosyć szczęśliwych okolicznościach dziś nie byłoby w komentarzu mowy. Na słowa uznania zasłużył cały zespół. Łukasz Szpak świetnie rozdzielał piłki w środku pola, a gdy w jego okolice schodził imiennik Bonar, to rywale mieli momentalnie problem. Andrzej Piwowarczyk przechodził samego siebie, ocierając się o boiskową profesurę. Słowa uznania należą się też Rafałowi Żołnowskiemu, który wyeliminował z gry Pontusa. Przed meczem obawialiśmy się wysokiego snajpera Przyszłości, tymczasem "Żołi" w porę go wyprzedzał, nie dając szans na choćby jeden groźny strzał głową! Kuleszka, powracający po dłuższym okresie nieobecności w bramce, też zasłużył na słowa uznania. Paweł grał pewnie na linii, interweniując tylko w sytuacjach tego wymagających. Sporo krwi rywalom napsuli też Rafał Samborski i Patryk Pabiniak. Szkoda tylko (a raczej przede wszystkim), że nasi napastnicy (do spółki z Ł.Bonarem) nie wykazali się większą skutecznością. Wtedy do Namysłowa z pewnością wracałby wesoły autobus. Nóg nie odstawiali również boczni defensorzy (Damian Zalwert, Kamil Błach) oraz środkowy Kamil Biliński. Podobnie było z filigranowym Wilczyńskim. Z rosłymi rywalami Wojtek starał się walczyć bark w bark (!), w kilku sytuacjach sprytnie rywali mijając.
Jeśli podobny poziom zaangażowania i spokoju w rozgrywaniu futbolówki zobaczymy w derbowym meczu za tydzień, to jest spora szansa na to, że walcząca o awans Odra wyjedzie z Namysłowa równie niezadowolona, jak schodzący wczoraj do szatni piłkarze lidera z Rogowa. [KK]

 
 * KLUB
    O klubie
    Stadion
    Sukcesy
    Historia
 * SENIORZY
    Kadra
    Tabela
    Wyniki
    Statystyka
 * JUNIORZY MŁODSI
 * SKLEP