* AKTUALNOŚCI
 


Środa 4 lipca
"WALECZNE SERCA"
(wywiad-rzeka z Bogdanem Kowalczykiem - część II)

Zapraszamy dziś na drugą część obszernego wywiadu, który nasz portal niedawno przeprowadził z Bogdanem Kowalczykiem, szkoleniowcem czerwono-czarnych. Najważniejsza persona w szatni ujawnia nam kolejne fakty z minionego sezonu oraz odpowiada na coraz trudniejsze pytania. Namawiamy do zapoznania się z niewątpliwie ciekawymi opiniami trenera.

StartNamyslow.pl: - W połowie rundy jesiennej oddał się Pan do dyspozycji zarządu. Działacze jednak Pańskiej dymisji nie przyjęli, prosząc o kontynuację pracy z zespołem. Tak też się stało. Jak odebrał Pan ówczesne zachowanie zarządu? Przecież najłatwiej jest z zespołu wyrzucić właśnie trenera.
Bogdan KOWALCZYK (trener Startu Namysłów): - Podanie się przeze mnie do dymisji było jednym z pomysłów na rozwiązanie ówczesnej sytuacji. "Nowa miotła" mogłaby ewentualnie wstrząsnąć zespołem. Czasami bowiem było tak, że rozmawialiśmy po męsku, a rezultatów nadal nie było. Zarząd postanowił mi jednak zaufać i zadecydował, że mam kontynuować swoją pracę. Wydaje się, że dobrym momentem na zmianę trenera była też ostatnia przerwa zimowa. Nowy szkoleniowiec miałby wtedy czas na przygotowanie i wzmocnienie drużyny. Klubowi włodarze nadal mi jednak ufali. Zimą zaczęliśmy więc budować praktycznie nowy zespół. Przystępując do rundy wiosennej, byliśmy jedną wielką niewiadomą. Pozyskując starszych, doświadczonych zawodników, mniej więcej wiedzielibyśmy, na co będzie nas stać wiosną. Start wzmocnili jednak młodzi ludzie bez większego doświadczenia. Dzięki Bogu udało nam się zbudować zespół, który zdołał utrzymać się w III lidze śląsko-opolskiej. Wiosną ta ekipa dojrzewała, nabierała pewności siebie. Chciałbym, żeby ta nauka procentowała też w najbliższym sezonie. Nie możemy jednak osiadać na laurach. Musimy cały czas podnosić swoje umiejętności. Kto zaś nie będzie chciał się rozwijać, nie będzie grał w Starcie Namysłów.
- Wynika z tego, że pracując w Starcie, musi Pan zmagać się z pewną dozą niepewności. Jak Pan wspomniał, ostatniego lata zespół się właściwie rozpadł, a zimą musiał Pan budować go na nowo. To wszystko zaś przy braku pełnej stabilności finansowej klubu. W związku z tym chcielibyśmy zapytać, czy nie nachodziły Pana myśli typu "po co mi to, może lepiej wszystko rzucić w diabły"? Nigdy przecież nie będzie tak, że zadowoli Pan wszystkich.
- Nawet w ubiegłym roku docierało do mnie wiele niemiłych głosów. Po zdobyciu wojewódzkiego Pucharu Polski i awansie do III ligi, niektóre osoby pytały, po co awansujemy, skoro zaraz spadniemy. Jeszcze więc nie zagraliśmy w III lidze, a już byliśmy kopani. Co do mojej osoby, uważam, że jeżeli ma się ambicje i marzenia, to nie wolno z nich rezygnować. Jeżeli mieliśmy szansę awansować do III ligi po raz drugi, to dlaczego mieliśmy z niej nie skorzystać? Zdaję sobie sprawę, jak ważne w piłce seniorskiej są wyniki. Trzeba jednak także godnie walczyć z przeciwnościami losu. Uważam, że pomimo kiepskich wyników jesienią, udawało nam się to robić. Nie można nam było wówczas odmówić charakteru. Wiem, że malkontenci zawsze będą nam towarzyszyć. Przy zwycięstwach będą zarzucać kiepski styl, a przy porażkach nie pozostawią na nas suchej nitki. Na trybunach każdy kibic okazuje się być trenerem. Przypomnę, że nikt nikomu nie zabrania robić kursów trenerskich i spróbować swoich sił jako szkoleniowiec. Dopiero podejmując się pracy trenera, można zobaczyć, z jak ciężkim kawałkiem chleba mamy do czynienia. Wiem, że przez ostatni rok postarzałem się o jakieś 5-10 lat. Gdybym nie był trenerem seniorów, to znalazłbym sobie jakiś pomysł na życie. Może szkoliłbym dzieci? Obciążenia psychiczne są mniejsze, a radość z obserwowania uśmiechniętych dzieci zdecydowanie większa.
- Utrzymanie w III lidze śląsko-opolskiej jest dla Pana większym sukcesem niż ubiegłoroczny awans do tej klasy rozgrywkowej i zdobycie wojewódzkiego Pucharu Polski razem wzięte?
- Grając w IV lidze, byliśmy wśród pięciu zespołów o podobnym potencjale, walczących o awans. W Pucharze Polski mieliśmy trochę szczęścia, bowiem III-ligowcy, na których mogliśmy trafić, odpadli we wcześniejszych fazach. Problemem było połączenie walki na obu tych frontach. A do tego dochodziły jeszcze mecze drugiej drużyny. Biorąc to wszystko pod uwagę, w praktyce często graliśmy co trzy dni. Nie dysponowaliśmy natomiast bardzo szeroką kadrą. Chłopcom należy się szacunek za to, że wytrzymali obciążenia fizyczne. Największy kryzys fizyczny mieliśmy wówczas podczas meczu w Dobrzeniu Wielkim. Co prawda udało nam się wtedy zremisować (1-1 - przyp. aut.), ale później graliśmy już resztką sił. Podsumowując, ubiegły rok był naszym dużym sukcesem.
Jak wspomniałem, potencjał czołowych ekip w IV lidze był zbliżony do naszego. Natomiast w III lidze potencjał sportowy, organizacyjny i finansowy drużyn ze Śląska był zdecydowanie większy. Oczywiście futbol jest grą nieprzewidywalną, ale pewnych granic po prostu nie da się przeskoczyć. Trudno przecież liczyć, że pokonamy na własnym boisku Manchester United. Tymczasem okazało się, że wiosną remisując i wygrywając z drużynami ze Śląska, zbliżyliśmy się do granicy... niemożliwości, o ile jej nawet nie przekroczyliśmy. Ważne w tym kontekście było domowe zwycięstwo z rewelacyjną Skrą Częstochowa. Przegrywaliśmy 0- 1, a jednak udało nam się wygrać, a raczej wyszarpać zwycięstwo 3-1. Porównując ubiegłoroczne sukcesy z tegorocznym utrzymaniem, nie sposób chyba nie powiedzieć, że w tym roku sięgnęliśmy po cenniejszy laur.
- Jest Pan w stanie nam wytłumaczyć, dlaczego w ostatniej rundzie nasz zespół osiągał lepsze wyniki z czołówką tabeli niż z zespołami z jej dolnej części?
- Nie czarujmy się, w podświadomości piłkarzy jest myślenie, że gra się ze słabszym zespołem. Do wiosny przystępowaliśmy z ostatniego miejsca w tabeli z raptem sześcioma punktami. Dwa remisy na inaugurację wiosny z wiceliderem i liderem nie wykorzeniły tego typu myślenia. Gdy przeciwnicy zdobywali pierwszą bramkę, pewnie myśleli, że już nas mają, ale często się mylili. My do każdego meczu staraliśmy się podejść skoncentrowani na 100%. Chcieliśmy dobrze zagrać taktycznie, nie popełniać prostych błędów indywidualnych. Może to kwestia czystego przypadku, że z czołówką zdobywaliśmy punkty, a straciliśmy ich trochę z drużynami z dołu tabeli? Nie upatrywałbym w tych sytuacjach reguły. Najczęściej bardzo trudno wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje.
- Skoro wspomniał Pan o potencjale zespołu, to chcielibyśmy się przy tym zatrzymać. Czy według Pana ów potencjał uprawnia nas, tzn. kibiców, do tego, aby żądać od drużyny gry o najwyższą stawkę? Czy też raczej skazani jesteśmy na walkę tylko o zachowanie miejsca w III lidze? Zakładając utrzymanie obecnej kadry, o co według Pana powinniśmy powalczyć w najbliższym sezonie?
- Już w ubiegłym roku pytaliście mnie o co będziemy walczyć. Wówczas odpowiedziałem Wam, że przed każdym sezonem walczymy o mistrza (uśmiech). A już zupełnie poważnie powiem, że oczywiście znamy swoje miejsce w szeregu. Wiemy, na co nas stać. Do tego mamy swoją filozofię, jeśli chodzi o podejście do każdego najbliższego meczu, który nas czeka. Na pewno będziemy się starać godnie reprezentować barwy Startu Namysłów w każdym czekającym nas spotkaniu. To jest dla nas priorytet, który nie podlega dyskusji. Chcemy podtrzymać opinię o Starcie, jako o zespole z walecznymi sercami, zacięcie grającym i zostawiającym zdrowie na boisku. Co uda nam się ugrać? Mam nadzieję, że sytuacja w rozgrywkach ułoży się w taki sposób, abyśmy nie drżeli już o utrzymanie do ostatniej kolejki. Wcale nie pogniewałbym się na takie rozwiązanie, że kilka kolejek przed końcem mógłbym usiąść spokojnie na ławce, a Wy moglibyście bez stresu obejrzeć spotkanie, w którym zespół też gra bez presji i ciśnienia. Ale trudno snuć tak dalekosiężne plany, bo i tak wszystko zweryfikuje czas. Mam nadzieję, że utrzymamy poziom mobilizacji w drużynie, jaki towarzyszył nam w rundzie wiosennej. Najważniejsze, by boiskowa walka trwała przez 90 minut, a nie, jak to bywało wcześniej, np. 20 lub połówkę, a na kolejne 45 minut nie mieliśmy już sił.
- Dwukrotnie miał Pan okazję poprowadzić namysłowski Start w wiosennej batalii o utrzymanie w III lidze. Wiosną 2010 roku nie udało się klubowi zachować statusu III-ligowca, natomiast zakończone niedawno rozgrywki okazały się już pełnym sukcesem. Czym różniły się te dwie "kampanie"?
- Przychodząc do klubu, moim głównym założeniem była zmiana systemu gry zespołu w defensywie. Nie ukrywam, że postanowiłem zrezygnować z gry trzema obrońcami, ze stoperem niejako "przyspawanym" do bramkarza oraz dwoma bocznymi obrońcami, biegającymi za swoimi napastnikami. Musiałem przestawić zespół na system gry obrońców w strefie. Nie jest to łatwe zadanie, bowiem pewne zachowania trzeba wypracowywać od nowa. Do tego doszli też do zespołu nowi zawodnicy, którzy potrzebowali czasu na zrozumienie tej gry, ale i aklimatyzację. Uważam, że 2 lata temu nie graliśmy źle, jednak przytrafiały nam się w czasie meczów takie błędy techniczno-taktyczne, jakie nie powinny zdarzyć się juniorom, a nawet trampkarzom. Nie miałem wtedy zastrzeżeń do determinacji czy walki zespołu, jednak wysiłek ten często był marnowany przez głupie błędy indywidualne. I myślę, że to jest główna różnica między wiosną 2010 roku, a tą minioną. Uważam, że przygotowanie motoryczno-taktyczne było wówczas na tym samym poziomie, co w ostatnich miesiącach, ale ono jak wiemy, automatycznie nie gwarantuje sukcesów. Owszem, i ostatniej wiosny przydarzyło nam się kilka błędów, jak choćby przy utracie drugiej bramki w Opolu. Nie było ich jednak wiele, dzięki czemu mieliśmy teraz wymierne przełożenie na osiągnięty, dużo większy wynik punktowy.
- Mamy więc rozumieć, że kluczem do tegorocznego sukcesu było zrozumienie i realizacja przez zespół Pana założeń taktycznych? Ale przecież do drużyny w ostatniej chwili, jak i 2 lata wcześniej, doszło kilku nowych zawodników?
- Tak, tylko zwróćcie uwagę, że mówimy o zawodnikach młodych, którzy pewnie w trakcie szkolenia na poziomie juniorskim nawet nie pamiętają systemu gry z ostatnim środkowym obrońcą. Dziś młodzi piłkarze są w preferowanym przeze mnie systemie naturalnie wyszkoleni. Za dobry przykład mogą posłużyć tu Kajetan Łątka i "Józek" (Piotr Józefkiewicz - przyp. aut.), którzy dołączyli do nas tuż przed rozpoczęciem rundy wiosennej, a praktycznie od pierwszego sparingu wiedzieli, jakie są ich zadania na boisku. Wiadomo, że każdy trener ma swój sposób na prowadzenie drużyny, różniący się w detalach, niemniej podstawy gry w strefie są w praktyce wszędzie jednakowe. Podsumowując, różnica obu wiosen dotyczyła właśnie systemu gry. W 2010 roku wdrażaliśmy go w zespole, natomiast teraz zdecydowana większość chłopaków już w nowym systemie od jakiegoś czasu grała. Przypominam, że w IV lidze też graliśmy nowym systemem i cały czas go doskonalimy.
- To skoro rozmawiamy o systemach, zapytamy o rzecz następującą. Który dla Pana mecz był najbliższy ideału właśnie pod kątem realizacji Pańskich założeń taktycznych?
- Wychodząc z szatni, podchodzimy do gry z nastawieniem, że nie możemy się tylko bronić i podejmować tylko próby gry z kontrataku. Zakładamy, że od czasu do czasu zagramy wysokim pressingiem i chłopcy doskonale wiedzą, kiedy mają taką taktykę stosować. Przeważnie ustawiamy się pod grę w części środkowej, a określona taktyka wynika już z rywala, z jakim gramy. Czasem bywa, że przeciwnik zepchnie nas do defensywy i zmuszeni jesteśmy się bronić. Innym razem, tak jak choćby w Pawłowicach Śląskich czy w Bielsku-Białej, jako pierwsi strzelaliśmy bramki i niejako z automatu w podświadomości chłopców pojawiało się podejście do gry nieco defensywne, właśnie z nastawieniem ataków z kontry. Nie jestem szczęśliwy, jeśli zespół tylko się broni i liczy, że coś strzeli po kontrataku. Zdarzają się jednak sytuacje, że rywale o większym potencjale spychają nas do obrony i dla kibica taka gra wygląda mało atrakcyjnie. Jeśli miałbym więc wskazać mecz zorientowany na grę ofensywną, z której byłem zadowolony, to choćby ten z Leśnicą, gdzie stworzyliśmy sobie naprawdę sporo sytuacji bramkowych, a przy okazji zaprezentowaliśmy się porządnie z tyłu. Uważam też, że dobrze pod omawianym względem zagraliśmy domowy mecz ze Szczakowianką. Mimo porażki mieliśmy wtedy sporo okazji, aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Kolejny przykład, to ten z Pniówkiem, gdzie po strzeleniu bramki oddaliśmy pole przeciwnikowi. Nie była to jednak w naszym wykonaniu obrona Częstochowy. Po prostu chłopcy wiedzieli, że jeśli dobrze ustawią się w dwóch poprzedzających bramkarza formacjach, to nie pozwolą rywalowi na zbyt wiele. I rzeczywiście spokojnie rozbijali wtedy większość ataków gospodarzy. Należy sobie powiedzieć, że większość meczów wygranych i zremisowanych była przez chłopaków dobrze rozegrana taktycznie. Generalnie chłopcy sami zaczynają reagować na boiskowe wydarzenia, coraz lepiej wiedząc, co w danym momencie powinni zrobić. Widać po ich grze, że czują się na boisku coraz pewniej, choć nie mówię tu o nonszalancji. Oczywiście można skupić się na destrukcji i też odnosić sukcesy. Za przykład mogą tu posłużyć zespoły Jose Mourinho, jak Inter Mediolan czy Chelsea. Jego ekipy skupiały się przede wszystkim na niedopuszczeniu rywala pod własną bramkę, a przy okazji korzystały z błędów popełnianych przez atakującego przeciwnika. To jest kwestia wyboru określonego stylu gry. Bo można wygrywać mecze destrukcją, ale można grą ofensywną, jak choćby Barcelona.
- Chcielibyśmy teraz zaznajomić Pana z naszą tezą. Uważamy, że Start Namysłów zdecydowanie lepiej prezentuje się pod względem sportowym, niż organizacyjnym. Czy podziela Pan to zdanie? I nie chodzi nam o warunki stworzone w ostatnim czasie seniorom, ale całokształt działalności klubu.
- Są szczegóły, które nie wymagają wielkich nakładów finansowych, jednak potrzebny jest czas i czynnik ludzki. Możemy sobie w tym momencie uczciwie powiedzieć, że "w okolicach klubu" znajduje się sporo osób, które potrafią tylko krytykować nasze poczynania, a od siebie nie dać zupełnie nic. To takie typowo polskie. Zapraszam więc przy okazji wszystkich zainteresowanych do pomocy Startowi. Być może są w pobliżu nas osoby, które rzeczywiście chciałyby w jakikolwiek sposób wspomóc klub własną pracą. Ale zapraszam też naszych krytyków, aby zaangażowali się w działalność na rzecz klubu. Jeśli Ci, co tylko wieszają na nas psy, wykonaliby jakąś pracę na rzecz Startu, to z dużym prawdopodobieństwem ich optyka zmieniłaby się zasadniczo w kwestii notorycznej krytyki.
Oczywiście nie da się ukryć, że do organizacyjnego ideału jest nam jeszcze daleko. Nie może być tak, że większość spraw spoczywa na barkach prezesa, zarządu czy kierownika drużyny. Osobiście chciałbym, aby zaangażowanych w działalność klubu było więcej osób i podmiotów. Jesteśmy tylko ludźmi i nie zawsze wychodzi nam wszystko idealnie. Tym bardziej, że każdy z nas ma też swoje obowiązki prywatne i zawodowe. Zgodzę się więc z Waszą tezą, ale pamiętajmy, że klub wciąż się rozwija i stawia kolejne małe kroki. Małe, ale we właściwym kierunku, czyli do przodu. Jak wspomniałem, są też kwestie do poprawienia, ale najzwyczajniej brakuje nam rąk do pracy.
- Czyli nie możemy wszelkich niepowodzeń zrzucać na finanse?
- Oczywiście, że nie. Przecież do tego, żeby młody chłopak znalazł się za bramką i podawał piłki, niepotrzebne są wielkie pieniądze. Tu chodzi wyłącznie o organizację, zaproszenie kilku młodych piłkarzy z drużyn juniorskich czy młodszych, a po meczu zorganizowanie im np. małego poczęstunku. Podobną kwestią jest choćby rozwieszanie plakatów meczowych w mieście i okolicy. Mamy problem z promocją meczów. Pewne osoby deklarowały, że tym się zajmą, ale nie wywiązały się z danego słowa. Mam nadzieję, że w nowym sezonie sytuacja ulegnie zmianie. Jest grupa osób, która sama znajdzie informacje o meczu Startu. Jest jednak też spora grupa ludzi, do której trzeba z tą informacją dotrzeć. Życzyłbym sobie, żeby nasze spotkania oglądała zdecydowanie większa liczba kibiców.
Niewątpliwie na sprawy, o których mówię, czyli drobne tematy, jest rozwiązanie. Liczę więc, że w następnym sezonie szybko się z nimi uporamy. [rozmawiali MW i KK]

Na tym kończymy część II obszernego wywiadu z namysłowskim szkoleniowcem czerwono-czarnych. A już niebawem zapraszamy na ostatnią część naszej rozmowy z człowiekiem odpowiadającym za wyniki NKS-u.

 
 * KLUB
    O klubie
    Stadion
    Sukcesy
    Historia
 * SENIORZY
    Kadra
    Tabela
    Wyniki
    Statystyka
 * JUNIORZY MŁODSI
 * SKLEP