* AKTUALNOŚCI
 


Niedziela 1 lipca
"ZASKOCZYLIŚMY SAMYCH SIEBIE"
(wywiad-rzeka z Bogdanem Kowalczykiem - część I)

Każdy sezon piłkarski ma swój początek i koniec. Bez względu na to, czy mówimy o ekstraklasie, Bundeslidze, czy kończących się dziś Mistrzostwach Europy, po inauguracji zawsze nadchodzi nieuchronny finisz. Nie inaczej jest też z III ligą śląsko-opolską, gdzie w minionym sezonie świetny wynik osiągnął nasz Start Namysłów. 12-te miejsce w stawce 16-tu ekip (przy naprawdę niewielkim potencjale, biorąc pod uwagę punkt odniesienia w postaci klubów ze Śląska), to wynik, który przejdzie w do klubowej historii. Każdy na swój sposób dokonuje podsumowań określonego przedziału czasowego. My postanowiliśmy poprosić o podsumowanie III-ligowych rozgrywek trenera Bogdana Kowalczyka, jednego z głównych architektów wspomnianego sukcesu. Z namysłowskim szkoleniowcem spotkaliśmy się w jego domu, dzień po "Meczu Wspomnień", który odbył się przed tygodniem. Przy zachodzącym słońcu zadaliśmy Panu Kowalczykowi sporo przeróżnego rodzaju pytań, co przełożyło się na blisko 1,5 godziny ciekawej rozmowy. Rozmowy, którą po dłuższym okresie wracamy do wywiadów z cyklu "POD ŚCIANĄ". Jaki był jej efekt? O tym przeczytają Państwo poniżej oraz w ciągu najbliższych dni, w kolejnych odcinkach. Serdecznie zapraszamy.

StartNamyslow.pl: - Nim rozpoczniemy rozmowę, najpierw pogratulujemy Panu i drużynie niewątpliwego sukcesu, jakim było tegoroczne utrzymanie się Startu Namysłów w III lidze. Przy okazji prosimy o krótką charakterystykę minionego sezonu.
Bogdan KOWALCZYK (szkoleniowiec Startu Namysłów): - Zakończony niedawno sezon można w naszym wykonaniu podzielić na dwie rundy, mimo, że faktycznie rozgrywki piłkarskie pod każdą szerokością geograficzną tak dzielimy. Pierwsza runda była dla nas zdecydowanie nieudana, natomiast w drugiej odnieśliśmy duży sukces, nie tylko zresztą punktowy. Powstał w Namysłowie ciekawy zespół, z którym mam nadzieję, oby w niewiele zmienionym składzie, kontynuować pracę. Ciężka praca chłopców przyniosła bardzo dobre efekty i liczę, że drużyna w najbliższej rundzie znów zaprezentuje walory, którymi zaskoczyła przeciwników wiosną. W III lidze przeszliśmy daleką drogę. Od sporego "minusa", do zaskakująco dużego "plusa".
- Od zakończenia sezonu w III lidze śląsko-opolskiej minęły 2 tygodnie (rozmowę przeprowadzono 24.06.br. - przyp. aut.). Czy dokonał Pan w tym czasie ze swoimi podopiecznymi podsumowania?
- Prawdę mówiąc na podsumowanie nie było czasu, gdyż po zakończeniu rozgrywek mieliśmy raptem dwie jednostki treningowe. Później natomiast chłopcy otrzymali dwa tygodnie przerwy na odpoczynek po trudach sezonu. Oczywiście mieliśmy okazję porozmawiać na temat naszych ostatnich dokonań. Cieszymy się z osiągniętego wyniku, a pierwszego, nazwijmy to umownego podsumowania, dokonaliśmy już w drodze powrotnej z Bielska-Białej, gdzie jak pamiętamy, zapewniliśmy sobie utrzymanie (uśmiech). Za podsumowanie sezonu uznać też możemy nasze spotkanie po "Meczu wspomnień", gdzie była okazja, aby porozmawiać o sprawach bieżących, a także z byłymi zawodnikami i trenerami Startu powspominać stare czasy. Typowej analizy z zawodnikami jednak nie przeprowadzałem, jeśli to mamy na myśli. Zresztą nie chcę już chłopaków zamęczać statystykami. Dla Startu Namysłów sezon niedawno się skończył, więc to już historia. Dziś chłopcy powinni odpoczywać, aby maksymalnie wypoczęci na początku lipca przystąpić do pracy przed nowymi celami i wyzwaniami. Najistotniejszy jest dla nas fakt, że utrzymaliśmy się w III lidze, bo to był od początku nasz cel numer jeden.
- Nasze poprzednie pytanie nie było przypadkowe, bowiem nawiązując do niego, chcemy zapytać, czy ma Pan już deklaracje ze strony zawodników, co do ich dalszej gry w Starcie?
- Po sobotnim meczu w Bielsku-Białej, z chłopcami spotkałem się na poniedziałkowym treningu, gdzie poprosiłem ich o zadeklarowanie się, co do dalszej gry w naszym zespole. Umówiłem się z nimi, że dadzą mi swoje odpowiedzi do piątku (tj. do 15.06.br. - przyp. aut.). Na dziś jest kilka znaków zapytania, ale nie chciałbym o nich szczegółowo mówić. Chodzi przede wszystkim o chłopców, którzy chcą spróbować swoich sił w klubach grających w wyższych ligach. Życzę im oczywiście powodzenia. Jeśli jednak nie zdołają do siebie przekonać trenerów lepiej sytuowanych od nas klubów, to oczywiście mam nadzieję, że wrócą do nas.
- Jesienią spisywaliśmy się w rozgrywkach dramatycznie słabo, kończąc ją na ostatniej pozycji w tabeli z zaledwie 6-cioma punktami na koncie. Tymczasem wiosną zespół zaskoczył większość ligowych ekspertów i kibiców, zdobywając aż 21 "oczek". Proszę wyjaśnić, skąd taka metamorfoza Pańskiego zespołu? Czy kluczową była tu kwestia zimowych wzmocnień, czy też były inne przyczyny?
- Zacznę od tego, że do rundy jesiennej zakończonego sezonu przystąpiliśmy bez odpoczynku. Najpierw mieliśmy ciągnącą się historię z rozegraniem finału wojewódzkiego Pucharu Polski z Czarnymi Otmuchów. A kiedy już mogliśmy ten mecz zagrać, to dosłownie kilkanaście dni później - czyli bardzo szybko - czekał nas pucharowy mecz w edycji centralnej. Nie byliśmy więc fizycznie przygotowani do rozgrywek, a musieliśmy zagrać z Miedzią Legnica. De facto nie zdążyliśmy wtedy ani odpocząć, ani tym bardziej należycie się do nowego sezonu przygotować. Pojawiły się wtedy w zespole pierwsze kontuzje i urazy. Przypomnę ponadto, że kilku ówczesnych zawodników zadeklarowało nam się w temacie dalszej gry w Starcie, tymczasem tuż przed startem ligi, jak i w jej trakcie, nastąpiły ubytki w kadrze. Nie mieliśmy więc czasu, aby na pewne sytuacje należycie zareagować. Że nie wspomnę o kontuzjach, które przytrafiły nam się w drugim meczu ligi z Rozwojem Katowice, który zmuszeni byliśmy kończyć w 10-tkę. Krótko mówiąc, na skutek braku należytych przygotowań, ale i 4-5 kontuzji, zespół nam się wtedy rozleciał. Trafiały nam się wyjazdy, na które jechaliśmy z trzynastoma zawodnikami, z czego nie wszyscy byli przygotowani na grę w III lidze. Trudno więc było liczyć na zadowalające wyniki, choć z drugiej strony nikt z nas nie spodziewał się, że będzie nam szło aż tak źle. Po powrocie Łukasza Szpaka i Łukasza Bonara skład nam się ustabilizował. W międzyczasie doszedł też do nas Wiktor Janik. Efektem podniesienia naszej jakości gry była seria pięciu remisów. I w każdym z tych meczów mieliśmy szanse na zwycięstwo, choć to się wtedy nie udało. Gdybyśmy wygrali wtedy 2-3 mecze, to nasza sytuacja byłaby zupełnie inna. Ostatecznie jednak zakończyliśmy jesień z dorobkiem 6-ciu punktów na koncie. Taki bilans w 15-tu meczach chluby nam nie przynosi. Zresztą nie przyniósłby żadnej ekipie w Polsce. Byliśmy tą sytuacją mocno zdołowani. Nie na tyle jednak, aby się poddać. W tym miejscu muszę powiedzieć o kluczowej roli, jaką spełnił wówczas prezes Ryszard Wołczański. Wiadomo, że po takiej rundzie trenera się z klubu zwalnia. Tymczasem zarząd zaufał mi, dając zielone światło na dalsze prowadzenie drużyny. Dodatkowo prezes postanowił, że wzmocnimy kadrę, choć nikt wtedy nie dawał gwarancji, że nowe nazwiska rzeczywiście okażą się dla Startu zwiększeniem jakości w grze. Bo co innego mecze sparingowe, a co innego walka o ligowe punkty. Pod koniec rundy jesiennej na treningi przychodziło 6-7 zawodników, co nie napawało żadnym optymizmem. To fakt smutny, ale prawdziwy. W zimie atmosfera w drużynie zmieniła się całkowicie, a na treningach miałem już komplety. Dobrze przepracowany okres przygotowawczy dawał nam nadzieję na lepsze wyniki, choć zdawaliśmy też sobie sprawę, że żaden z pozostałych 15-tu klubów zimy nie przespał. Zakładaliśmy, że wiosną nie będziemy już odstawać, jak to miało miejsce w I rundzie, zwłaszcza od drużyn śląskich. Pozytywnymi sygnałami była gra i wyniki sparingów, gdzie wygrywaliśmy z III-ligowcami z województwa dolnośląskiego. Chłopcy uwierzyli wtedy, że praca, którą wykonują, jest w stanie przynieść w rewanżach efekty.
Początek nowej rundy był dla nas obiecujący. Z trzech trudnych wyjazdów przywieźliśmy dwa remisy, oba zdobyte na boiskach wicelidera oraz lidera. Z terenu wicelidera z Łazisk Górnych była nawet szansa wywiezienia zwycięstwa, ale wówczas przeszkodził nam nieco sędzia, o czym zresztą w pomeczowej rozmowie wspominałem. W Piotrówce zagraliśmy osłabieni, choć mimo porażki, zaprezentowaliśmy się z dobrej strony. Pierwszy mecz u siebie wygraliśmy ze Skrą Częstochowa, a w następnym domowym spotkaniu ograliśmy częstochowską Victorię. Kryzys w zespole pojawił się w środkowej części wiosny, gdy przegraliśmy kolejno z Odrą, Victorią Chróścice i Pniówkiem. Choć do końca tak nie było, bo np. za mecz w Opolu zostaliśmy pochwaleni, że mimo gry w 10-ciu potrafiliśmy stworzyć sobie sytuacje bramkowe. Po meczu i okolicznościach porażki z Odrą, tj. zbyt łatwo stracony drugi gol i czerwona kartka Pawła (Kuleszki - przyp. aut.), chłopcy byli załamani. Po kolejnych czterech dniach gramy mecz o życie z Chróścicami. Końcowy wynik (0-5 - przyp. aut), to kompletny blamaż. Muszę jednak przyznać, że gościom ten mecz ułożył się wyśmienicie. Najpierw trafili nas na początku, a po kwadransie prowadzili już 2-0 po pięknym strzale Dembińskiego. Do przerwy nie zdołaliśmy skutecznie odpowiedzieć, choć okazje były. Po zmianie stron chłopcy wyszli na boisko bardzo zmotywowani, a tymczasem dostali trzy kolejne gole po kontrach. Victorii wyszło wtedy wszystko i nie mieliśmy na to wpływu. Najbardziej dołujący był fakt, że ten pogrom przyszedł w najgorszym z możliwych momentów, bo przecież był to dla nas i Chróścic mecz o życie. Wylądowaliśmy na ostatnim miejscu w tabeli i właściwie nikt już nie dawał nam choćby cienia szansy na utrzymanie. Tym bardziej, że w następnym spotkaniu, mimo niezłej gry do przerwy, przegraliśmy 0-3 w Rogowie. Po tych trzech meczach mogliśmy czuć potężny dół. Mam na myśli psychikę, bo fizycznie wyglądaliśmy nieźle. Po takiej dawce kopniaków pewnie niejeden fighter poddałby się. W tym momencie do końca ligi pozostało 6 meczów i jak wówczas mówiłem, potrzebnych nam będzie 6 cudów, aby się utrzymać. Wiadomo jednak, że określone przeze mnie "cuda" poparte były zimową, ciężką pracą, tak w okresie przygotowawczym, jak i później startowym. Do tego doszła dobra organizacja w klubie i małe, ale jednak, finanse. Wszystko więc szło w dobrym kierunku, choć nasza sytuacja w tabeli tego nie odzwierciedlała. Najważniejsze jednak, że w decydujących momentach ligi chłopcy się nie poddali i za to ogromne brawa oraz szacunek im się należą. Sądzę, że - zakładając tu obserwatorów i ligowych ekspertów - nikt się nie spodziewał, zwłaszcza po naszych wynikach z jesieni, że Start Namysłów zakończy sezon na 12-tym miejscu. Zaskoczyliśmy absolutnie wszystkich i samych siebie przy okazji też. Zespół przez całą wiosnę dojrzewał, rósł i na koniec sezonu mieliśmy z tego piękny owoc. Cieszyłbym się, gdyby Ci wszyscy chłopcy zostali z nami na kolejne rozgrywki. Stworzyła nam się młoda, perspektywiczna grupa, która według mnie może nam jeszcze przysporzyć wielu radości. Mam też nadzieję, że w drużynie pojawią się 2-3 nowi zawodnicy. Nowe twarze są niezbędnym elementem ewolucji zespołu, ale przede wszystkim wprowadzają niezbędny dla drużyny element rywalizacji. Od czasu do czasu należy też szatnię "przewietrzyć". Tym bardziej, że trafiają się ludzie toksyczni, których - dla dobra zespołu - należy się pozbyć. Mam tu na myśli sytuację z końca ubiegłego roku, bowiem w ostatnim czasie nie mieliśmy już problemów natury pozasportowej.
- Które z ligowych spotkań uważa Pan za najlepsze, które natomiast za najsłabsze w wykonaniu czerwono-czarnych?
- O najsłabszym meczu już wspomniałem. To ten z Chróścicami. Wynik w tym przypadku mówi sam za siebie. Wiadomo przecież, że na poziomie seniorskim, to właśnie wyniki są końcowym efektem pracy trenera i zespołu. Jeśli natomiast miałbym wskazać mecz w naszym wykonaniu najlepszy, to podam tu każde ze zwycięstw, które w sezonie 2011/12 odnieśliśmy. Każda z naszych 6-ciu wygranych ma swój wymiar, bowiem osiągnięta została po wybieganiu, ciężkiej pracy na boisku i realizacji założeń taktycznych.
- Podsumował Pan poczynania zespołu jako całości. Teraz chcielibyśmy jednak rozłożyć naszą drużynę na czynniki pierwsze i poprosić o Pańską ocenę każdej z formacji. Zacznijmy od bramkarzy.
- W pierwszej rundzie dysponowaliśmy Wojtkiem Stasiowskim i Pawłem Kuleszką. W pewnym momencie praktycznie tylko Wojtkiem, bo Paweł wyjechał na dwa miesiące na poligon. Przyjeżdżał tylko na mecze i to nie na wszystkie. Wojtek pomógł klubowi w potrzebie. Wrócił do gry po rocznej przerwie. Na dodatek był to jego pierwszy kontakt z III ligą śląsko-opolską. Biorąc pod uwagę te czynniki, byłem zbudowany jego postawą. Bronił bardzo dobrze, nie popełnił większych błędów. Jeżeli chodzi o Pawła, to początek rundy jesiennej miał dobry, później, jak już wspomniałem, wyjechał na poligon. Początek wiosny Paweł również miał niezły. Jest dobrym bramkarzem, czasami tylko nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami. Jeżeli zostanie w klubie, to będziemy musieli nad tym popracować. Nie powinny się bowiem zdarzać takie sytuacje, jak w trakcie meczu z Odrą Opole. Damian Rozmus ze swoich obowiązków wywiązał się w 100%. Miejmy nadzieję, że z nami zostanie. Walnie bowiem przyczynił się do naszego sukcesu.
- Przejdźmy do oceny linii defensywnej.
- Tak jak w przypadku każdej formacji, zdarzały się nam tutaj przypadki, że zawodnicy byli w słabszej dyspozycji. Stąd rotacje w składzie. W pierwszej części rundy wiosennej byłem zadowolony z Wiktora Janika i Marcina Zajączkowskiego. W połowie rundy przytrafił im się słabszy okres. Dlatego do składu wskoczyli Tomek Kozan i Kamil Urbański. Ten ostatni przyszedł do nas z Górnika Zabrza jako napastnik, a pod koniec sezonu w tydzień przekwalifikowaliśmy go na prawego obrońcę. Prezentował się na tyle dobrze, że zaczęliśmy się śmiać, że Piszczek może już zacząć się bać (uśmiech). Piotrek Józefkiewicz i Kajetan Łątka na wysokim poziomie zagrali całą rundę. Byłem zaskoczony tym, jak szybko Kajetan wkomponował się w zespół. Mimo młodego wieku i skromnego doświadczenia, okazał się sporym wzmocnieniem. Piotrka znaliśmy nie tylko z poprzedniego pobytu w Starcie, ale także z jego gry w Brzegu. Do tej pory zdarzało mu się łapać po trzy czerwone kartki w rundzie. Obawialiśmy się, czy nie będzie potencjalną "miną". Ale okazało się, że dojrzał. Nie łapał kartek, nie popełniał błędów, dyrygował całą formacją. Przypomnę zaś, że ma raptem 22 lata i przed tą rundą dysponował jedynie półrocznym doświadczeniem w III lidze śląsko-opolskiej. Podsumowując, zawodnicy, którzy dołączyli do naszej defensywy w ostatnim półroczu, okazali się przysłowiowym "strzałem w dziesiątkę". Chcieliśmy młodych, ambitnych ludzi i takich dostaliśmy. Dopisało nam nieco szczęście, że wszyscy sprawdzili się w boju.
- Czas na podsumowanie występów zawodników ze środka pola.
- Mieliśmy tutaj sporo rotacji spowodowanych różnymi względami: słabszą dyspozycją, kartkami czy też kontuzjami. Czasami również naszą taktyką. Najbardziej stabilną dyspozycję prezentowali Łukasz Szpak i Łukasz Bonar. Wyrośli na zawodników, bez których nie wyobrażam sobie naszego zespołu. Jeżeli będą w odpowiedniej dyspozycji, to zawsze znajdą miejsce w składzie. Ich umiejętności i doświadczenie predestynują ich do gry co najmniej w III lidze, jeżeli nie w wyższej klasie rozgrywkowej. Wymieniłem tę dwójkę, ale wszyscy zawodnicy z linii pomocy przyczynili się do sukcesu. Warto podkreślić, że coraz częściej grał Kamil Błach. Damian Maryniak wszedł do składu w drugiej części sezonu. Mariusz Raszewski wrócił po kontuzji i swoim doświadczeniem też pomógł chłopakom. Cieszę się, że po dwóch latach do gry wrócił Łukasz Biczysko. Ma za sobą przepracowany pierwszy od dawna okres przygotowawczy. Kiedy mógł, to pomagał nam też Andrzej Piwowarczyk. Jego doświadczenie wzmacniało nas psychicznie. Przy okazji jednego ze spotkań podjął się nawet podawania piłek. Zmagał się z kontuzjami, dlatego nie mógł przez cały sezon występować na boisku. W szatni jego osoba okazała się jednak nieoceniona.
- Poświęćmy chwilę naszym napastnikom.
- Patryk Pabiniak i Rafał Samborski nie bali się wziąć ciężaru gry na swoje barki. Rafał wykorzystał dwa rzuty karne w decydujących spotkaniach. Przemek Ciąglewicz dawał fajne zmiany. Dwa ostatnie sparingi przed rundą wiosenną dawały nam nadzieję, że Billy Tchouague będzie podobnym wzmocnieniem, jak reszta chłopaków. Początek miał przyzwoity, później wchodził na boisko z ławki rezerwowych. Następnie doznał kontuzji mięśnia dwugłowego. Aklimatyzował się w nowym otoczeniu, do Polski przyjechał bowiem niedawno. Miał roczną przerwę w grze. Jeżeli zostanie z nami, będzie miał okazję do tego, żeby udowodnić swoją wartość.
Ogólnie rzecz biorąc, w praktyce dysponowaliśmy wyłącznie młodymi zawodnikami. Wychodząc na "Mecz Wspomnień", zawodnicy z lat 90-tych pytali się mnie, czy grać będą z juniorami, bo seniorów nie widzą. Na boisku nie było Tomka Kozana i Mariusza Raszewskiego, to mogli się pomylić (uśmiech). Zapewniałem ich, że to nasi seniorzy. To najlepiej pokazuje, jak młodym składem dysponujemy. Jeżeli nadal będziemy uczciwie pracować, to uważam, że przed tą ekipą jest ciekawa przyszłość. [rozmawiali MW i KK]

Na tym kończymy prezentację pierwszej części wywiadu-rzeki z trenerem Bogdanem Kowalczykiem. A już niebawem część II, do przeczytania której serdecznie zapraszamy.

 
 * KLUB
    O klubie
    Stadion
    Sukcesy
    Historia
 * SENIORZY
    Kadra
    Tabela
    Wyniki
    Statystyka
 * JUNIORZY MŁODSI
 * SKLEP