Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

"To nie jest nasz pogrzeb"

Odsłony: 7671

Mateusz PINKAWA (trener KS-u Krasiejów): - To nasz najbrzydszy mecz, jaki w tym sezonie rozegraliśmy. We wcześniejszych meczach stwarzaliśmy sytuacje, ale nic nie chciało wpaść, a do tego przeciwnik nas kontrował. Na początku

rundy zdobywaliśmy punkty, ale później rywale nas karcili. Dziś przede wszystkim strzeliliśmy bramkę, po bardzo ładnej akcji Soboty z Oblickim. Później w bardzo podobnej sytuacji Waldek nie trafił w piłkę. W drugiej połowie Start przebywał na naszej połowie, ale poza wrzutkami niewiele gospodarzom wychodziło. Nasz bramkarz jest wysoki, więc wszystko wyłapywał. Gospodarze nic sobie nie stworzyli. Dla nas najważniejsze jest, że zdobyliśmy w końcu pierwsze punkty na wyjeździe. Po pięciu meczach bez gola i z jednym punktem na koncie, dziś zabieramy trzy punkty. Ostatnio byliśmy w dołku, problemy kadrowe też zrobiły swoje. Nawarstwiało nam się to ostatnio i dziś też nie uniknęliśmy problemów, gdyż do Namysłowa dotarliśmy pół godziny przed meczem. No, ale okazało się, że sukces rodzi się w bólach. Mam nadzieję, że wygrana podbuduje nasz zespół i w następnych meczach będziemy częściej punktować.

StartNamyslow.pl: - Z perspektywy trybun był to dla kibica mecz, przy obserwacji którego bolały zęby. Ale za tydzień nikt o tym nie będzie pamiętał, bo zapamiętany zostanie wasz sukces.

- Dokładnie. Tuż po ostatnim gwizdku chłopcy sami stwierdzili, że to był beznadziejny mecz. No, ale mamy trzy punkty i nie będziemy z tego powodu narzekać. We wcześniejszych meczach z Olimpią czy Graczami mogliśmy wygrać, a tak się nie stało. Cieszymy się z wygranej i co ważne, nie tracimy kontaktu ze środkiem tabeli.

- Zgodzi się Pan, że analizując przebieg dzisiejszego spotkania, na wygraną żaden z zespołów nie zasłużył?

- Szczerze mówiąc, dobrze zagraliśmy tylko przez pierwsze 15 minut. Gra nam się wtedy fajnie układała i czuliśmy wtedy, że jesteśmy w stanie wygrać. Strzeliliśmy bramkę, a później cofnęliśmy się. Na szczęście zgarnęliśmy 3 punkty i to jest nasz powód do radości. [rozmawiał KK]

Bartosz MEDYK (trener Startu Namysłów): - Totalna porażka, po której czuję się zażenowany. Przed spotkaniem liczyłem, że będziemy w stanie wygrać, ale zawiedliśmy na całej linii. W pierwszej połowie zagraliśmy źle. Druga była zdecydowanie lepsza, ale to nie ma żadnego znaczenia, jeśli się nie strzela bramek. Zastanawiam się na gorąco, co było przyczyną tak słabej gry przed przerwą. Chłopcy byli dobrze zmotywowani, widziałem u nich chęć zwycięstwa. W pierwszej połowie źle wyglądaliśmy motorycznie. Być może efektem takiej gry był fakt, że przez cały tydzień trenowaliśmy na Orliku, z zupełnie inną, twardą nawierzchnią, gdzie podczas ćwiczeń mięśnie inaczej pracują. Od najbliższego tygodnia wracamy do treningów na naszej murawie. Po przerwie nasza gra wyglądała już dobrze, przynajmniej jeśli chodzi o motorykę. Ale cóż z tego, jeśli się nie wykorzystuje sytuacji? Zagraliśmy źle w obronie. Mamy z tym problem. Nie ma solidnego domu bez solidnych fundamentów. A w piłce nożnej takim fundamentem jest właśnie obrona. Jeśli będziemy dopuszczać przeciwników do takich sytuacji, jak w pierwszej połowie, to będziemy przegrywać każdy mecz. A na Krasiejów recepta była, bo znam ten zespół, wiedziałem jak rywale grają i którzy zawodnicy są groźni. Wszystkie te informacje przekazałem zespołowi przed meczem. Ale na nic założeni, jeśli jest problem z ich realizacją.

StartNamyslow.pl: - W pierwszej połowie zagraliśmy katastrofalnie. W przerwie, poza paroma wyjątkami, większość zawodników nadawała się do zmiany. I dobrze, że wspomniał Pan też o defensorach, bo z boku wyglądało to tak, jakby niektórzy chłopcy się prześcigali w tym, który z nich najbardziej zasłuży na antybohatera zawodów.

- Już pierwsza akcja była dla mnie zaskoczeniem, gdy piłka odbiła się od piszczela Rafała Żołnowskiego i nasz bramkarz jakimś cudem wyratował zespół z poważnych opresji. Gramy słabo w obronie, bez dyscypliny. Raz zawali jeden zawodnik, innym razem drugi, a bywa i tak, że wszyscy grają słabo. I to jest odpowiedź na to, co musimy zrobić w przyszłości. Jeśli zdecydowanie nie poprawimy gry w tyłach, to nie wróży to drużynie najlepiej. Nie chciałbym, aby dzisiejszy mecz był naszym pogrzebem. Postawiliśmy sobie z drużyną pewien cel na koniec rundy jesiennej i on jest wciąż możliwy do realizacji, choć bardzo ambitny. Jesteśmy zespołem nieobliczalnym, który raz zagra słabo, a za moment dobrze. Jak gramy słabo, to rywale strzelają nam bramki, a kiedy gramy dobrze, to tych bramek nie strzelamy. Mówiłem już o tym poprzednio, że miarą zespołu jest skuteczność. W przerwie wierzyłem, że jesteśmy w stanie zagrać lepiej i odmienimy losy meczu. Sądziłem, że strzelimy co najmniej jedną bramkę i zawodów nie przegramy. Ale widzieliśmy, jak to się skończyło. Nasza sytuacja jest trudna, ale nie bez wyjścia. Potencjał w zespole jest, trzeba go jednak skierować na inne jakościowo tory. Potrzeba nam czasu. Nikt nie jest cudotwórcą, a na błędy indywidualne nie ma jednej recepty. Zagadką jest natomiast fakt, że tych błędów popełnia ostatnio więcej zawodników doświadczonych, niż młodzieży. Nasz niefart polega na tym, że błędy pojawiają się w każdym meczu. [rozmawiał KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy