Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

"Szarpany mecz"

Odsłony: 7241

Krystian GOLEC (trener LZS-u Mechnice): - To był wyrównany mecz walki. Sądzę, że delikatną przewagę w grze posiadał mój zespół, aczkolwiek nie oznacza to, że zasłużyliśmy na zwycięstwo. Z mojej perspektywy był to mecz na remis, choć

z delikatnym wskazaniem właśnie na moją drużynę. Uważam, że zwłaszcza w ostatnich 20-30 minutach byliśmy bardziej zdeterminowani, aby strzelić bramkę, co nam się zresztą udało. Goście też nie stworzyli sobie zbyt wielu okazji bramkowych. Gol był nieco przypadkowy, niemniej dał nam 3 punkty. Dla nas był to bardzo ważny mecz. Przede wszystkim patrzymy na to spotkanie nie z perspektywy tabeli, ale tego, jak małym klubem jesteśmy. Bo nie oszukujmy się, dla nas mecze przeciw klubom z 20-to, 30-to, czy 60-tysięcznego miasta, jak choćby Chemik, są dużym wydarzeniem. To zupełnie amatorski zespół. Chłopcy grają za przysłowiowe piwo i kiełbaskę i cieszą się z możliwości rywalizacji ze znanymi nie tylko na Opolszczyźnie klubami. Pracuję w LZS-ie od 16-tu lat, więc z tej perspektywy gra w IV lidze jest dla nas wielką sprawą. Zwycięstwa z Prudnikiem, Olesnem czy Namysłowem budują atmosferę w drużynie i mam nadzieję, będzie nas to napędzało jeszcze bardziej. Mamy świadomość, że są w tej lidze drużyny od nas lepsze. Dziś Start nie był drużyną gorszą, ale to my cieszymy się z wygranej. Cieszę się bardzo, że po ubiegłotygodniowej, wysokiej porażce z Większycami (0-5 – przyp. aut.) zespół mentalnie się podniósł. Spędziliśmy ten czas na treningach i rozmowach, które przyniosły skutek.

StartNamyslow.pl: - Nie od dziś wiadomo, że Pański zespół na własnym, bardzo specyficznym boisku, jest groźny dla każdego. I to się teraz potwierdziło. Małe i nierówne boisko nie sprzyja ekipom grającym w innych warunkach. Proszę nie zrozumieć mnie źle, ale w Mechnicach trudno grać w piłkę i rozwinąć skrzydła, gdy piłka odskakuje, a zawodnik stoi na zawodniku.

- Z naszą murawą szału nie ma, to fakt. Boisko może i mamy wąskie, ale z tego co pamiętam, w Namysłowie wcale szersze nie jest…

- Ale jest dłuższe (uśmiech).

- Zgadzam się. Ale w tej lidze graliśmy już w Racławicach i Piotrówce, gdzie boiska wcale nie są szersze. Boiskowe warunki według mnie nie mają jednak większego znaczenia, bo przecież płyta jest taka sama dla dwóch rywalizujących drużyn. Z nami jest podobnie, gdy jedziemy na wyjazd. Wtedy my musimy się przystosować do murawy, na której wystąpimy.

- Rywale LZS-u mają jednak regularne problemy w Mechnicach i w większości przypadków tracą u Was punkty.

- To mnie akurat nie martwi, bo aby o czymkolwiek myśleć, trzeba punktować u siebie. Jeśli przyjedzie do nas zespół wyraźnie lepszy, to i tak nas pokona bez względu na okoliczności.

- Start miał dziś jednak wyraźne problemy z przystosowaniem się do boiskowej rzeczywistości.

- Być może, natomiast raz jeszcze powtórzę – boisko nie odegrało dziś decydującej roli jeśli chodzi o wynik. Zresztą zobaczymy, jak sytuacja będzie wyglądać w rewanżu (uśmiech). Dziś zadecydowały względy wolicjonalne, a mój zespół wyglądał jednak na odrobinę bardziej zdeterminowany. Wiedziałem, że Start dysponuje młodym i wybieganym zespołem i te aspekty też prze spotkaniem wziąłem pod uwagę.

- Wiem, że miło wspomina Pan kilkuletnią grę w Starcie Namysłów w czasach naszych występów na zapleczu ekstraklasy. Ale przy okazji meczów z nami sentymenty zdecydowanie odkłada Pan na bok. Przed trzema laty LZS niespodziewanie wyrzucił Start za burtę Pucharu Polski, a dziś pod Pana przywództwem zanotował kolejny sukces.

- Zgadza się. W tygodniu poprzedzającym mecz powiedziałem chłopcom w szatni, że Start to mój najważniejszy klub w przygodzie z piłką, bo to tam dostałem szansę pokazania się i to w Namysłowie rozegrałem ponad 100 meczów na zapleczu ekstraklasy. Dzięki Panu Raczkowskiemu zaistniałem w piłce i to jest dla mnie ważne. To, że pochodzę z Mechnic i grałem też w Odrze Opole, jest w tym układzie sprawą drugorzędną. Start zawsze szanowałem i będę szanował. Chłopcom przed meczem mówiłem o tym, ale przekazałem też, że nie oznacza to, że z tego tytułu mają ze Startem nie walczyć. To są dwie zupełnie różne kwestie.

- Zgodzi się Pan, że po rundzie jesiennej LZS Mechnice można śmiało określić mianem najbardziej nieobliczalnego zespołu IV ligi? Wyniki, jakie uzyskiwaliście w ostatnim półroczu, praktycznie zawsze zaskakiwały. Mam na myśli zarówno wysokie porażki, jak i imponującą serię zwycięstw.

- Faktycznie można tak nas określić. Była piękna seria wygranych, były porażki w ostatnich minutach i były wysokie przegrane. Choćby przed tygodniem pytano mnie, jak to możliwe, że przegraliśmy aż 0-5 u siebie? No to odpowiedziałem, że w końcu jesteśmy beniaminkiem i cały czas uczymy się gry w IV lidze. Mam świadomość, że wiosna może być dla nas cięższa, choćby z tego powodu, że czeka nas 10 meczów wyjazdowych. To, że gramy w tej lidze, jest dla nas ogromnym sukcesem, dlatego, żeby ten piękny sen trwał dalej, zimę musimy uczciwie przepracować. Mam rozeznanie, jak organizacyjnie wygląda sytuacja u konkurencji, dlatego uważam, że w naszych warunkach jesienią osiągnęliśmy znakomity wynik. Przypomnę tylko, że po czterech meczach zamykaliśmy tabelę. Cały czas widziałem jednak potencjał w tym zespole. Podnieśliśmy się i zaczęliśmy seryjnie wygrywać, a przecież przez całą rundę występowaliśmy bez swoich dwóch najlepszych strzelców, Niedworoka i Zyli. Gdybym miał ich do dyspozycji, to jestem przekonany, że plasowalibyśmy się jeszcze wyżej. Wiosna nie będzie łatwa, ale wierzę w to, że wspólnymi siłami oraz pasją i ambicją damy radę utrzymać się w IV lidze. [rozmawiał KK]

Damian ZALWERT (trener Startu Namysłów): - Niestety, po raz kolejny z wyjazdu wracamy z pustymi rękami. Dzisiejszy mecz nie stał na zbyt wysokim poziomie. Więcej było kopania, niż grania w piłkę. Z mojej perspektywy grę warunkowało dosyć małe i nierówne boisko, podobne do tego, na którym wystąpiliśmy w Racławicach. No, ale wiadomo, że warunki obie drużyny miały do gry jednakowe. Nie od dziś wiemy, że w Mechnicach ciężko gra się każdej ekipie występującej w roli gości. To atut LZS-u, który występuje tam na co dzień. Spodziewaliśmy się z tego tytułu ciężkiego meczu. Do 75 minuty utrzymywał się wynik bezbramkowy, ale ostatecznie rywalom udało się strzelić bramkę, która zadecydowała o końcowym rozstrzygnięciu. W przerwie rozmawialiśmy o tych trudnych warunkach. Uznaliśmy, że jeśli nie uda się strzelić gola, to musimy zrobić wszystko, aby go nie stracić. Było blisko, ale jednak się nie udało. Przed przerwą mieliśmy trzy dobre sytuacje do strzelenia bramki, a po przerwie zaliczyliśmy strzał w poprzeczkę. Tymczasem jak wspomniałem, w końcówce straciliśmy gola po własnym błędzie i porażka stała się faktem. Rywale i owszem, wykonywali sporo stałych fragmentów gry, myślę o rzutach wolnych, rożnych i wyrzutach z autu. LZS zdobywał pole głównie długimi piłkami, ale niespecjalnie nam zagrażał. Został nam jeszcze jeden mecz do rozegrania i musimy się mocno postarać, aby sięgnąć po 3 punkty.

StartNamyslow.pl: - Wspomniał Pan o małym i nierównym boisku. Z boku miałem wrażenie, że choć próbowaliście grać piłką, to jednak o takiej grze nie było mowy. Bo każda próba gry na jeden kontakt kończyła się najpierw opanowaniem piłki, a później ewentualną próbą podania. Nie dość, że piłka przy podaniach odskakiwała, to jeszcze nie było miejsca na jej rozegranie. Musieliśmy się więc dostosować do warunków zaproponowanych przez gospodarzy. Nie był to płynny mecz, przypomniał raczej przepychankę.

- Przed przyjazdem do Mechnic zakładaliśmy grę w naszym stylu, czyli przede wszystkim grę piłką i zdobywanie terenu podaniami. Ale po wyjściu na rozgrzewkę szybko zweryfikowałem nasze założenia. Powiedziałem zawodnikom, że dziś na boisku finezji nie będzie. Że raczej będziemy zmuszeni po przyjęciu piłki grać ją od razu do przodu. Tak grali gospodarze i tak też próbowaliśmy grać i my. To był szarpany mecz. Potwierdzam, że nie mogliśmy podejść na przedpole rywali grając na jeden kontakt, bo piłka cały czas odskakiwała. Staraliśmy się przede wszystkim nie sprokurować zagrożenia pod własną bramką.

- Zgodzi się Pan, że z perspektywy półmetka rozgrywek główną przyczyną rozczarowujących wyników czerwono-czarnych jest brak skuteczności?

- Tak rzeczywiście jest. W każdym meczu stwarzamy sobie kilka sytuacji bramkowych, ale mamy duży problem z ich należytym finalizowaniem. To samo powtarzam chłopakom. Mamy na koncie za mało zdobytych bramek. Analizując dotychczasowe dokonania na tle IV-ligowców, nasze osiągnięcia są dosyć czytelne. Pod względem zdobytych goli plasujemy się w końcówce ligi, a pod względem szczelności defensywy jesteśmy w szerokiej czołówce. Taki bilans przekłada się na naszą obecną lokatę. Zgadzam się, zdobywamy za mało bramek i dlatego niezbyt dużo meczów wygraliśmy. A przecież każdego meczu też nie zdołamy zagrać na zero z tyłu. To logiczne, że gdybyśmy byli bardziej skuteczni, to i punktów na koncie mielibyśmy nieco więcej.

- W ostatnim meczu z Po-Ra-Wiem musimy zrobić wszystko, żeby wygrać, bo w innym wypadku przezimujemy w strefie spadkowej. O motywację może więc Pan być chyba spokojny?

- Mam nadzieję, że w Namysłowie zdołamy osiągnąć korzystny wynik, tym bardziej, że na własnym terenie potrafimy grać. Porozmawiam w tygodniu z zespołem, choć wszyscy wiemy, że musimy powalczyć o komplet punktów, bo jest on nam w tym momencie bardzo potrzebny. [rozmawiał KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy